Gdyby domy potrafiły mówić, to nasz byłby niezłym gadułą. Ma tyle do opowiedzenia, że mogłoby Wam nie wystarczyć dni urlopowych na historię jego losów. Powstał 300 lat temu, czyli wiek przed tym, gdy kula armatnia z bitwy pod Dębowym Gajem wbiła się w ścianę mojeskiej karczmy, od tej pory noszącej nazwę „Pocisk”. Obserwował wojska napoleońskie, które po wyczerpującej kampanii o Śląsk znalazły chwilę wytchnienia na polach Mojesza. A nawet czuł tętent kopyt armii Napoleona, bo na drogę swojego przemarszu wybrała miejsce, w którym stoi nasza obecna stodoła. Jest też szansa, że tylko on wie gdzie ukryty jest skarb, którego od pokoleń szukają francuscy, niemieccy i polscy łowcy. Ale o tym cicho sza, nawet nie piśnie.
Staruszek tak zasłużył się dla regionu, że jest członkiem rejestru dziedzictwa kultury gminy. Choć dla mnie to po prostu dom rodzinny, w którym spędziłam całe dzieciństwo, a teraz przeżywam dorosłe życie z mężem Janem i synem Kasprem. Tu poznacie naszą historię. Duńskiego wikinga zakochanego w Dolnym Śląsku i Polki, która przez długie lata mieszkała w Danii, ale męża, o ironio, poznała w rodzinnej wsi. Historię torciary i stolarza. Gdy zawitacie w nasze skromne progi, powitam Was szczerym uśmiechem i ugoszczę na słodko, a Jan nakarmi śniadaniem, które jest wybuchową mieszanką izersko-duńskich smaków.
Zapraszamy do duńsko-polskiego Domu Cukiernika, miejsca, w którym królują cukier, dobra energia i zapach wszystkiego pieczonego.
W poniemieckim gospodarstwie, które według dokumentów i znalezionej na budynku dacie ma 285 lat. Jest objęte rejestrem dziedzictwa kultury gminy i nie ma się co dziwić. Nasza rodzina jest drugim powojennym właścicielem folwarku. Wcześniej mieszkała tu rodzina Hoffnerów. To właśnie tu wychowywałam się i mieszkałam z rodzicami, a moja babcia prowadziła tu wielkie gospodarstwo ogrodnicze, po którym do dzisiaj pozostały szklarnie. Po wielu latach przejęłam dom z całym dobrodziejstwem od rodziców i razem z Janem i synem Kasprem tworzymy nowy rozdział historii.
Kiedyś gospodarstwo było o wiele większe, ale i teraz dookoła domu i stodoły mamy hektar przestrzeni pięknego ogrodu. Od najbliższych sąsiadów z każdej strony dzieli nas 500 metrów. Mamy własne warzywa i owoce, kury, kozy i barany, a także mnóstwo drzew.
W tym 300 metrowym domu z kamienia zajmujemy jedno skrzydło, a w drugim urządziliśmy pensjonacik. Po schodach na wprost są dwie łazienki do użytku gości z pokoi dwuosobowych. Na prawo znajduje się wspólna jadalnia oraz salon z kominkiem, a po lewej jest otwarty korytarz, z którego są wejścia do pokoi i apartamentów. Mamy dwa apartamenty dla 5 i 3 osób oraz dwa pokoje dwuosobowe. Apartamenty mają własne łazienki z prysznicami, pokoje dwuosobowe mają łazienki w korytarzu.
Relaksu możecie zażyć w ogrodzie, na hamakach, przy ognisku, podglądając mnie w pracowni lub Jana w jego warsztacie stolarskim.
Z rzeczy ważnych ciężko u nas z zasięgiem, w pokoju nie ma telewizora, ale internet hula jak należy.
W naszym domu jest taki układ, że ja piekę, on gotuje i dla Waszego dobra tak niech pozostanie. Duńczycy mają zacięcie do gotowania, a Jan to prawdziwy mistrz gotowania wśród duńskich stolarzy! Każdego ranka będzie na Was czekać śniadanie jego autorstwa przygotowane z lokalnych produktów. Tych Izerskich i tych prosto z Danii. Od Pani z Bystrzycy mamy sery, Pan z Siedlęcina dostarcza nam wędliny, jajka mamy od naszych kur, sąsiad zza płotu ma mleko. Bułki i chleb tylko własnej roboty! Jan regularnie jeździ do Danii i przywozi stamtąd wszystko, co najlepsze: śledzie na słodko, remouladę, krewetki, kawior. Wasze śniadania będą więc smakową mieszanką wybuchową.
Oboje z Janem jesteśmy kawoszami. Ja uwielbiam klasykę, małą czarną bez dodatków. Janek jak typowy Wiking lubi wszystko, co białe. W naszym domu dostępne są dla Was obie wersje. Ciasto do kawy też się znajdzie, a jakże. W Domu Cukiernika nie może zabraknąć domowych wypieków.
Dolina Bobru, historie zaginionych skarbów i napoleońskich bitew. Agaty, lokalna Szwajcaria, pstrągi prosto z rzeki i wakeboard. Uwierzcie, że w okolicy nie można się nudzić. Zanim wypuścicie się na szlaki, nad wodę i do muzeów, najpierw oddajcie się w nasze ręce. Opowieści pełne przygód przy ognisku, karmienie naszego zwierzyńca (barany, kozy i kury), wizyta w szklarni po warzywa, a potem warsztaty. Nie byle jakie, bo najsłodsze, cukiernicze.
Po takiej dawce cukru warto wybrać się na spacer. Polecamy tajemniczą budowlę ukrytą w lesie. W Mojeszu ostała się stara poniemiecka cegielnia z piecami do wypału. Dojście jest bardzo wygodne, bo asfaltową drogą przez las. Wracając, wzdłuż potoku Srebrna wypatrujcie pstrągów. Możecie pomoczyć nogi i wsłuchiwać się w szum wody.
Warto też obserwować kalendarz imprez lokalnych. Od kilku lat w naszej wsi, w sierpniu lub na początku września, odbywa się Biwak Napoleoński pod nazwą „Niecodzienne Jarmarki Dziedzicowe”. Wydarzenie nawiązuje do historii kampanii napoleońskiej o Śląsk w 1813 r. Wówczas to w najbliższej okolicy stacjonowały wojska napoleońskie. Wyczerpane walkami wojska napoleońskie oraz rosyjsko-pruskie zawarły rozejm. Wówczas jeden z oddziałów francuskich stacjonował na polach Mojesza. Podczas imprezy grupy rekonstrukcyjne i mieszkańcy wsi przebierają się w stroje z epoki, odbywają się pokazy historyczno-militarne, ma miejsce inscenizacja bitwy, która rozegrała się tutaj w 1813 roku. Są prelekcje historyczne, konkurs na najsmaczniejszą napoleonkę oraz na najlepiej przebraną rodzinę lub grupę.
Co jeszcze warto?
- Wyruszyć na podbój okolicy na rowerach po trasie do Pławnej Dolnej lub w drugą stronę do Lwówka.
- Zaplanować w lipcu wizytę na Lwóweckim Lecie Agatowym, czyli święcie poszukiwaczy skarbów Ziemi. To plenerowa, międzynarodowa giełda minerałów i wyrobów jubilerskich na rynku miejskim.
- Wybrać się na kajaki Doliną Bobru, np. od Wlenia do Lwówka, od Wlenia do Przeździedzy. Mamy 3 świetne wypożyczalnie do polecenia.
- Do Rakowic Małych na wakeboard i kapitalną plażę.
- Zobaczyć stare miasto w Lwówku Śląskim oraz ratusz z lochem głodowym, kościoły, studnie miejskie, mury obronne, basteje, baszty przybramne.
- Zaplanować trasę po szlaku Lwóweckich Form Skalnych, zobaczyć Panieńskie Skały, Szwajcarię Lwówecką, a może nawet spotkać Liczyrzepę.
- Zachwycić się panoramą Lwówka z punktu widokowego na Szpitalnej Górze lub Popelberg.
- Poszukać Agatów na Polach Agatowych w Płóczkach Górnych – wyprawy tylko z przewodnikiem.
- Przez cały rok w sobotę od 10.00 do 13.00 zdobyć łupy na Targu Rolnym Górskie Smaki. Do tej pory miał on miejsce pod Wieżą Książęcą w Siedlęcinie, ale teraz został przeniesiony na parking „Flory” w Jeleniej Górze.
Do Domu Cukiernika zapraszamy z dzieciakami w wieku szkolnym, młodsza dziatwa będzie miała u nas raczej nudnawo. Nie mamy placu zabaw ani kolorowanek, są za to kamienne schody w ogrodzie, na których można się wykopyrtnąć. Dla dzielnych 8-latków i starszych dzieci z dziką przyjemnością zorganizuję warsztaty cukiernicze. Sami mamy 9-latka i wiemy, że dzieci muszą się wybiegać i wyszaleć. Latem można pomoczyć buty i wejść po kostki czy kolana do strumyka płynącego przed domem, a przez cały rok karmić nasze zwierzęta. Mamy 3 barany, 2 kozy i 5 kur, które są oswojone i chętnie przyjmą od Was marchewkę, sałatę albo ziarno. Możecie rano wybrać się z nami na śniadaniowe karmienie lub samemu wziąć wiaderko i w drogę. Poza tym wszystkie atrakcje z sekcji poniżej będą frajdą dla dzieciaków.
W przestrzeni wspólnej znajduje się duży stół, przy którym będziecie mogli przeprowadzić spotkanie nawet dla dziesięciu osób. Tuż obok stoi okrągły stolik dla czterech osób, więc miejsca wystarczy dla każdego. Jeżeli zechcecie przenieść swoją pracę w miększe tereny udajcie się na sofy, gdzie po zakończonej pracy będziecie mogli skorzystać z rzutnika. W każdym z trzech apartamentów zapewniamy jedno komfortowe i ciche miejsce pracy. Znajduje się ono przy biurku z wygodnym krzesłem i lampką. W cieplejsze dni rekomendujemy suplementowanie naturalnej witaminy D w ogrodzie.