Pasieczniki Małe nie mają nic do ukrycia. Są malutką kropką na mapie, w zielonym towarzystwie lasów i Puszczy Białowieskiej. Tam, gdzie kończy się las, zaczynają się Pasieczniki. Wieś, w której pszczelarzy nazywano pasiecznikami, czyli tymi zajmującymi się nadzorem i opieką nad pasiekami, hodowlą pszczół oraz dostarczaniem miodu i wosku na dwór pański lub do miasta. Teraz uli nie ma, jest za to 15 domów, w tym ten najstarszy, nasz.
Zanim kupiliśmy chatkę na Podlasiu, przez kilka miesięcy mieszkaliśmy na Islandii. To właśnie tam spotkaliśmy się z ideą sumarhús, czyli pracowniczych domków letniskowych, za które wynajmujący są współodpowiedzialni i które opuszczając, należy doprowadzić do stanu, w jakim się je zastało. Islandzka filozofia domów na wyłączność tak bardzo przypadła nam do gustu, że postanowiliśmy przenieść ją na rodzimy grunt, i tak powstał nasz sumarhús, o który troszczymy się my i Wy.
Jest tu wszystko to, czego brakuje nam w miejskim życiu. Bliskość lasu, dzikość, przyjaźni sąsiedzi, spokój. We wrześniu słychać tu najpiękniejsze koncerty jeleni, a od jesieni do wiosny na spacerze łatwiej spotkać żubra niż innych spacerowiczów. W ciepłą, sierpniową noc można siedzieć w gorącej balii, podziwiając Drogę Mleczną, chociaż my wolimy moczyć się w niej w te mroźne, zaśnieżone wieczory. Potem hops na ciepły zapiecek z książką, na hamak w ganku i z herbatą w kuchni. Można podjadać pomidory z ogrodu, zamówić u sąsiadki pierogi i babkę ziemniaczaną, zobaczyć, co kryje się za stodołą i pójść na grzyby.
Chatkę wyremontowaliśmy własnymi rękami, przy wielkiej pomocy rodziców. Stary kredens to pamiątka po babci Łukasza, wiekowa maszyna do szycia należała do poprzednich właścicieli domu - krawców, a blat kuchenny został wykonany z desek znalezionych w stodole. Oddajemy Wam do odpoczynku ważną część naszego życia. Czujcie się tu jak najlepiej.