With animals
We accept small dogs, medium dogs, big dogs, cats
Self catering
Our address: Wróbel 29, Wróbel, Masuria Region, Masuria Garbate, Poland
Idealne miejsce na wypoczynek dla osób, które cenią miejsca z dala od tłumów i zgiełku miasta. Ładne i czyste pokoje, ogromny zielony teren, wszystko zadbane. Widać ogrom pracy i serca, który gospodarze wkładają w to miejsce. Na miejscu znajdują się wszelkie udogodnienia - hamaki, leżaki, plac zabaw dla dzieci, wiata i miejsce na ognisko, dostęp do pomostu nad rzeczką, boisko z siatką do grania w siatkówkę lub badmintona. Dostępna jest również "świetlica" ze stołem do ping-ponga, biblioteczką z książkami i wieloma zabawkami dla dzieci w różnym wieku. Śniadania przygotowywane przez Panią Kasię przepyszne i różnorodne (wspominamy zwłaszcza tarte szpinakową oraz słodkie bułeczki). Z całego serca polecamy to miejsce i dziękują za gościnę :)
Samo miejsce bardzo urokliwe z pięknym zejściem do rzeki, ale reklamowanie się jako eko i „miejsce przyjazne zwierzętom” to nieporozumienie. Odradzam dla osób, którym faktycznie na sercu leży los zwierząt. Spędziłam tam tydzień w towarzystwie kundelka Aleksa, który mieszka w okolicy, lecz jego właściciel tylko częściowo poczuwa się do opieki, przez co pies większość czasu spędza z turystami we Wróblu. 2 godziny przed moim wyjazdem zastałam kulawego Aleksa z 2 cm otwartą raną na łapie. Rana kwalifikowała sie do szycia, ale tu zaczynają się schody :) Pan właściciel olał sprawę, co mnie nie dziwi (starszy Pan ze wsi), zdziwiła mnie natomiast reakcja „psiej i kociej mamy” jak to opisano Panią Katarzynę na Slowhop. Absolutnie odmówiła chęci pomocy Aleksowi, twierdząc, że ma swoje ważniejsze problemy niż obcy kulawy pies. Taki obcy, że spędza tam każdy dzień od lat, nawet tam śpi… Ba, zapowiedziała, że jak ja zawiozę go na szycie to ona z pewnością nie pojedzie z nim na zdjęcie tych szwów ani na ponowne podanie antybiotyków. Ponadto zniechęcała mnie do pomocy psu wprowadzając mnie w błąd, że najbliższy weterynarz jest w Ełku 1,5h drogi jazdy w jedną stronę. Brzmi to dziwnie, ale nie wynika ani z braku czasu (ta dyskusja ze mną trwała tyle, co droga do weterynarza), ani pieniędzy (zapłaciłabym za to) wynika to z niechęci Pani Katarzyny do tego konkretnego psa, który przebywa na jej posesji bez jej zgody. Byłam w stanie zrozumieć dlaczego nie chce go dokarmiać - nie chce, aby pies nie zadomowił się na zawsze, ale tutaj w grę wchodziło zagrożenie zdrowia i nieważne czy człowiek, pies czy sarna - jeśli potrzebuje pomocy to ludzkim odruchem jest pomóc, a nie jeszcze to komuś utrudniać. Szczególnie, że Pani Katarzyna sama ma dwa psy, o które dba. Finał był taki, że pojechałam z Aleksem 25 min do Gołdapi, gdzie dostał jedynie długo działający antybiotyk, podczas gdy powinien dostać powtórkę antybiotyku po czasie oraz mieć założone szwy. Nie było to jednak możliwe przez wzgląd na jasne stanowisko Pani Katarzyny na temat pomocy psu. Tego dnia wracałam do domu, więc też już więcej nie mogłam zrobić. Mam jedynie nadzieje, że Aleks wydobrzeje. Daję 2 gwiazdki za samo miejsce, więcej nie jestem w stanie przez końcowe wrażenie, o które zadbała Pani Katarzyna.
Cóż, nasza wersja tej smutnej historii jest zgoła inna. Wspomniany pies Aleks ma opiekuna, miejsce do spania w domu (nie budę) i zawsze pełną miskę. Właściciel dba o niego, jak potrafi i z pewnością nie krzywdzi. Stąd pies jest ufny i garnie się do ludzi. Ma jednak ten zwyczaj, że gdy zostanie spuszczony z oka, znajdzie sposób, aby uciec z podwórka i wędrować po sąsiadach w poszukiwaniu wrażeń. Ulubionym celem tych wędrówek jest nasze gospodarstwo, gdzie zawsze znajdzie się ktoś z gości do towarzystwa, zabawy, głaskania i dokarmiania. I tu zaczynają się schody. Pomimo moich próśb, goście, w tym autorka powyższej opinii, zajmują się Aleksem na mojej posesji, przywiązując go tym samym do tego miejsca i zachęcając do ucieczek z domu. Pies koczuje na naszym terenie po kilka dni z rzędu, radośnie pielęgnowany przez ludzi, którzy po tygodniu wracają do swoich domów. Tak było i tym razem. Pech chciał, że pies, przyszedł ze skaleczoną łapą. Pani Natalia kategorycznie zażądała ode mnie, abym zaopiekowała się Aleksem i zawiozła go do weterynarza, bo przecież znajduje się na moim terenie. Tyle, że na tym terenie znajduje się nie z mojej inicjatywy, a wręcz bez mojego przyzwolenia. Kto więc jest odpowiedzialny za opiekę nad takim zwierzęciem, gdy właściciel zawiedzie? Gospodarz posesji, czy osoba, która zachęca psa do przebywania na niej? Ton tej rozmowy i sposób wyrażenia żądania widać w treści opinii, jaką otrzymaliśmy. Zadziwił on nie tylko mnie ale też innych naszych gości. Opieka nad psem (przypominam, posiadającym właściciela) na terenie naszego gospodarstwa, bez naszego wyraźnego przyzwolenia jest zachowaniem skrajnie niepoważnym. A agresywne wyrażenie oczekiwania, że w razie problemów przejmę odpowiedzialność za zwierzę, czymś kuriozalnym. Jeżeli pani Natalia uważa, iż Aleks nie ma właściwej opieki w swoim domu, mogła sama zabrać go do Warszawy lub powiadomić TOZ czy inną organizację, a nie kategorycznie wymagać tego od nas. Pielęgnacja psa po zabiegu oznaczałaby, że musiałby on zamieszkać w moim domu, zamiast wędrować po okolicy, aby rekonwalescencja przebiegała bezpiecznie. Mamy dwa adoptowane psy. Decyzja o przyjęciu ich pod nasz dach była przemyślana, z pełną świadomością obowiązków i konsekwencji. Wiem, gdzie moje psy przebywają, co robią i co jedzą. W przypadku Aleksa tylko zabranie go do domu dałoby mi taką pewność. W tej chwili na trzeciego psa nie jestem gotowa (jeszcze raz: nie wymaga on pilnej adopcji- ma opiekuna!) Ponadto, jak każdy, chciałabym taka decyzję podjąć autonomicznie a nie pod naciskiem osób trzecich. Pozdrawiam, PANI KATARZYNA
Cudowne miejsce, cudowni gospodarze! Właściciele bardzo mili i pomocni, stworzyli miejsce w którym można poczuć się w pełni swobodnie. Bardzo duży, otwarty teren z wieloma miejscami do odpoczynku (leżaki, hamaki, altana). Cisza, spokój, śpiew ptaków i otaczająca przyroda jest wszystkim czego potrzeba do odpoczynku. Z pewnością wrócimy.