7 Pomysłów na biznes dla mieszczucha, który ucieka na wieś

  

 

Ok, więc podjęliście już decyzję, że przy najbliższej okazji, tak jakoś po czterdziestce, nawiewacie na wieś, żeby rozpocząć nowe życie. Cisza, spokój, lniana koszula i nalewki z własnych owoców. Wraz z brakiem comiesięcznych pasków płacowych pojawia się jednak pytanie: z czego będziemy żyć? Pocieszymy was, bo już to przerabialiśmy. Na wsi przyjemnie zbiedniejecie i to nie będzie jakiś wielki problem. Rzecz jasna nie będzie kawy z Nero za dychę dziennie, nie będzie lunchu za dwie dychy i na dodatek wciąż można chodzić w tym samym swetrze z lumpa i i tak nikt się nie połapie. Koszty życia spadają wraz ze wskaźnikami zanieczyszczenia powietrza i potrzebami codziennych zakupów w Zarze. Ale przydałaby się jakaś wycieczka zagraniczna, zwłaszcza zimą. Koszty ogrzewania też nie najniższe. Podatki trzeba płacić, a dzieci wykształcić. A więc nadal trzeba mieć z czego żyć...

Piotr Ciszek z Pałacu Nakomiady stworzył na wsi manufakturę, w której tworzy piękne ceramiczne piece. Stephane Lefevre z żoną Magdą otworzyli na Warmii produkcję serów. Karolina z Przechowalni Marzeń postawiła na mikro pensjonat i jedyne bistro śniadaniowe na Mazurach. Prawda jest taka, że kiedy już uciekniecie na wieś, ostatnie czym chcielibyście się zająć to siedzenie za biurkiem. Mamy kilka pomysłów jak tego uniknąć. Ale też powiemy od razu - to wszystko nie jest takie proste, jak się wydaje.


1. Agroturystyka, dom gościnny, dom wakacyjny

To zróżnicowanie jest ważne, bo goszczenie ludzi to nie jest kaszka z mleczkiem. Agroturystyka to wyzwanie. Goście zazwyczaj przyjeżdżają posiedzieć na wsi, pogadać z gospodarzem, jeść jedzenie prosto z ogrodu i gospodarstwa. To praca na kilka etatów, bo jeśli akurat nie gotujecie, nie oporządzacie gospodarstwa, nie robicie zakupów, nie rozmawiacie z gośćmi, to przyjmujecie mnóstwo telefonów i maili z prośbą o wycenę planowanego pobytu. Na jakieś 60 procent nigdy nie dostaniecie odpowiedzi. Czasem goście po prostu nie przyjeżdżają, czasem skracają pobyty, a wy zostajecie z pustym pokojem i masą jedzenia. To może dom gościnny bez gospodarstwa rolnego i wyżywienia? Jeśli nie podajecie jedzenia, to musicie udostępnić jakąś kuchnię, żeby goście mogli sami przygotować jedzenie. Zyskujecie tym samym trochę więcej spokoju, czasu dla siebie. Trzeba jednak pamiętać, że takie miejsca mają nieco mniej gości niż te z jedzeniem. Więc może jednak podawać jedzenie? Tu pamiętajcie, że jeśli nie jest to agroturystyka i nie jesteście rolnikami, podlegacie pod Sanepid, płacicie podatki i na wszystko co podajecie gościom musicie mieć fakturę. Nie podacie tu jajek od własnej kury - co najwyżej zerówki ze sklepu. Jest jeszcze dom wakacyjny, czyli wynajmowanie domu na wyłączność. Wtedy na pewno jest mniej pracy, ale też pozbawiacie się tego, co w goszczeniu najfajniejsze: bliskiego kontaktu z fajnymi ludźmi. Nie nawiązuje się tu relacja, a o nią przecież chodzi. Przy domach wakacyjnych, czyli takich, których gospodarzy nie ma na miejscu, jest też więcej zniszczeń. Jedna ważna rzecz na sam koniec, jeśli zastanawiacie się nad wyborem miejsca ucieczki z miasta. Wybierajcie miejsca, w których jest już jakaś społeczność. Sezon trwa krótko, a potem jest długa, często smutna, zima. Z ludźmi, którzy wpadną na chwilę na placka drożdżowego jest jakoś fajniej.

2. Produkcja eko jedzenia

Często idzie w parze z agroturystyką. Bo skoro już mamy to ekologiczne gospodarstwo, to czemu nie spróbować czegoś więcej? I od razu warto powiedzieć: będzie z tym masa roboty. Jeśli planujecie zakup zwierząt i robić sery zagrodowe, od razu weźcie pod uwagę, że będzie wam samym trudno gdzieś wyjechać. Większość gospodarzy Slowhopa raportuje nam problemy z pracownikami. Po prostu ich nie ma. Ale jeśli uda Wam się stworzyć fajną ekipę ludzi albo po prostu macie taką moc wewnętrzną i siłę przetrwania zdobytą w korporacji - warto spróbować. I poczytać sobie o cydrach z Kwaśnego Jabłka, serach z Rancza Frontiera i Kwaśnego Drzewa Sauerbaum, o Jabusku, o kaszach z mazurskich i izerskich kaszarni i wielu innych. Im się udało. Sprzedają swoje produkty do restauracji i sklepów. Inni produkują jedzenie dla siebie, gości i na lokalne targi jedzenia (warto sprawdzić Agrozagadkę i eko targ w Jezioranach.)

3. Produkcja eko kosmetyków

To jest coś stosunkowo nowego, ale już widać ruch w interesie. Marki, o których będzie coraz głośniej są odpowiedzią na pełne szkodliwej chemii kosmetyki drogeryjne. Snails Garden dostarcza śluzu ślimaka do kremów i balsamów, BIOSKA z Warmii maści i smarowidła, u Oleny z Kwaśnego Drzewa Sauerbaum można kupić mydła geraniowe na owczym mleku, firma Etja spod Elbląga specjalizuje się w olejkach, manufaktura detergentów do domu Klareko powstała na Warmii, a w Lawendowym Polu w Kawkowie można się nauczyć samodzielnego robienia kremów.

 

4. Restauracje i bistra

Zawsze uważaliśmy, że to ciężki kawałek chleba, ale są tacy, którzy się do tego urodzili. Ocenę restauracji poza miastem zostawimy tym, którzy się na tym znają, sami jednak dodamy, że te, które znamy działają raczej sezonowo albo na telefon, a ich wymęczeni sezonem właściciele ruszają zimą w świat na swoje wakacje. Jeśli planujecie otworzyć coś swojego, przypatrzcie się tym, którzy to robią dobrze. Np. Mirabelka w Kopalinie, Oberża pod Psem w Kadzidłowie, Osada Dzika Kaczka nieopodal Mikołajek, czy Barka w Prażmowie.

5. Galerie i pracownie artystyczne

Najcięższy kawałek chleba, ale kto powiedział, że na tym się nie da zarobić? Artyści uciekają na wieś w poszukiwaniu spokoju i inspiracji, ale i przestrzeni. Każdy, kto ma trochę artystycznego zapału wie, że w pewnym momencie wszystkie prace i materiały potrzebne do tworzenia nie mieszczą się już w kawalerce na Ursynowie. Stąd te wszystkie stodoły, zaadaptowane na pracownie artystyczne. Warto przyjrzeć się działalności Justyny Góreckiej z Manufaktury Górecka, malarstwu i twórczości artystycznej Rafała Mikułowskiego z Galerii Revita Warmia, Magdaleny Kuźniarz ze Szklanej Kuźni w Górach Izerskich i odwiedzać pracownie artystyczne na wsiach.

 

6. Sport i aktywność

I oto niespodzianka, bo jeśli myślicie, że te wszystkie spływy kajakowe, wind surfingi i narciarstwo są organizowane przez mieszczuchów, to się mylicie. Ten obszar jest zarezerwany raczej dla ludzi, którzy znają teren od dzieciaka. Co innego joga, nordic walking albo jazdy konne. W nich z jakiegoś powodu przodują byli mieszkańcy miasta. Tu element do rozważenia: jeśli zastanawiacie się nad stworzeniem domu gościnnego - rozważcie dobudowanie osobnego miejsca dla grup jogowych. Ludzi praktykujących jakąś formę jogi jest coraz więcej i wszyscy szukają wspaniałego odosobnienia w naturze...

7. Inne rzeczy dziwne i fajne

Są wśród nas odtwórcy historyczni, pasjonaci skautingu, ludzie ratujący konie i psy, zajawkowicze i aktywiści. Wiktor spod Ełku robi Teatr Delikates i piecze chleb dla okolicy w ramach inicjatywy Męski Bochen. Darek Morsztyn, niegdyś wuefista, założył własne państwo harcerskie na północy Polski i krzewi tam skautowskie wartości. Zbudował też prawdziwe traperskie chaty, w których w otoczeniu przyrody można mieszkać. Organizuje najlepsze na świecie rodzinne obozy przygodowe. Znana z ratowania koni Eulalia, oferuje jazdy konne dla dzieciaków. A dzięki ludziom, którzy przebierali się za Wikingów powstał znany na pół świata Festiwal Słowian i Wikingów na Wolinie. Marcin z Chutoru Górajec nie tylko otworzył pensjonat w szkole tysiąclatce, ale uruchomił jeden z najlepszych festiwali folkowych w Europie “Folkowisko”. Jest jeszcze trochę przestrzeni dla nowych zajawkowiczów.

 

I co wy na to? Miasto ma już tysiące aktywnych, przerzućmy trochę sił na wieś. Dzięki mieszczuchom i ich drugim życiom, wieś jest barwniejsza. Trzymamy za was kciuki!