Spędziliśmy w Hańczowej kilka dni tuż przed świętami wielkanocnymi. Czas upłynął nam pod znakiem niesamowitej kuchni (czapki z głów, Panie Tomku), jazzu z winyli, książek przy kominku i wędrówek po okolicznych górkach. Jednym słowem spokój i pełen relaks. A o to nam właśnie chodziło. Polecam dla tych, którzy chcą się przez chwilę nie spieszyć.
Cudowne miejsce, wyśmienita kuchnia, przepiękne widoki - to dla mnie. Tyrolka i króliki (i oczywiście wyśmienita kuchnia) - to wspomnienie mojej córki. Gospodarze przemili - to nasza wspólna opinia. Dziękujemy za wspaniałe wakacje.
Zacznijmy od plusów. Dom jest pięknie położony, sam też jest piękny. Pokoje przyjemne, przestronne, choć mało jest półek i szafek w mniejszych pokojach (sporo rzeczy musieliśmy trzymać w naszych walizkach). Widoki wspaniałe. Jeśli chodzi o atrakcje dla dzieci, to faktycznie jest ich sporo, atrakcyjne są zwłaszcza te na świeżym powietrzu. Jedzenie było bardzo smaczne, niektóre dania były totalną nowością dla naszych kubków smakowych. Niestety, stwierdzenie, które pada z ust pana Tomasza: "Ten dom teraz jest waszym domem" mija się z prawdą. Niestety my czuliśmy się spięci, trochę jak intruzi. Z opisu wynika, że miejsce jest przyjazne dzieciom, zaś właściciele to doświadczeni dziadkowie. Naszym zdaniem miejsce jest dobrze wyposażone pod kątem dzieci, ale nastawione na dzieci nie jest. "Dziwnych" sytuacji było sporo, poniżej parę przykładów: Wywożenie śmieci - dzieci mają to do siebie, że generują śmieci, między innymi przez używanie pieluch. Na pytanie, gdzie możemy wyrzucać worki, usłyszeliśmy, że mamy je wywozić do kubłów 500 m od domu. Wypadałoby zapewnić gościom kontener, żeby oszczędzić im pielgrzymek z workami pampersów. Zupy dla dzieci - wyżywienie dla dzieci jest darmowe, tak zadecydowali gospodarze. To jednak nie jest powód, żeby jednemu dziecku dawać malutka miseczkę zupy, podczas gdy inne dostają jej normalną ilość. Chyba apetyt powinien być wyznacznikiem porcji, a nie wiek. Jest to tym bardziej istotne, że gospodarze w ogóle nie udostępniają kuchni, więc to, czy dziecko wyjdzie z obiadu najedzone, jest uzależnione tylko od nich. Odnieśliśmy wrażenie, że to ograniczanie porcji jest zwyczajnym skąpstwem, bo sytuacja powtarzała się w zasadzie codziennie i wieczne prośby o dokładkę zaczęły być zwyczajnie krępujące. Jako "doświadczeni dziadkowie" cieszylibyśmy się, że dzieciom smakuje i apetyt dopisuje po całym dniu na dworze i ugotowali więcej tej nieszczęsnej zupy czy makaronu. Tak między innymi sobie wyobrażamy bycie otwartym na dzieci. Szczytem rzeczonej "otwartości na dzieci" była prośba od pana Tomasza, abyśmy zrobili wszystko, żeby syn nie był głośny (nie płakał, bawił się cicho), bo, uwaga!, przyjeżdżają ważni dla nich, stali goście (swoją drogą państwo przyjechali do Hańczowej drugi raz...). Panie Tomaszu. Syna uspokajamy głównie ze względu na jego samopoczucie, a nie dlatego, żeby innym nie psuć humoru. Syn czasem płacze w nocy, bo jest małym dzieckiem (miewa bóle brzucha, rosną mu zęby i różne dolegliwości często spotykane u półtorarocznych dzieci) i nawet jeśli by przyjechała królowa Elżbieta, nie udałoby nam się tego uniknąć. No tak już jest, niektóre dzieci płaczą więcej niż inne i nie wynika to ze złej woli rodziców. Jest to dla nich krepujace. Natomiast prośba pana Tomasza spowodowała, że każde kwekniecie syna powodowało jeszcze większy stres. Poczuliśmy się też trochę, jak goście drugiej kategorii. To teraz już odbiegając od tematów związanych z dzieckiem. Na slow hop czytamy "goście wolą przychodzić na kawę i herbatę do jadalni i pokoju dziennego. Podajemy z przyjemnością ." - nie do końca. Jeśli ktoś chce się napić więcej kawy i nie zdąży tego zrobić podczas śniadania, musi o kawę poprosić i oglądać niezadowoloną mine właścicieli. Wydaje nam się, że właścicielom byłoby na rękę, gdyby ludzie, zamiast prosić o kawę, płacili za nią (była opcja espresso za parę złotych). Porcje na śniadanie, na przykład chleba też pokazywały skapstwo właścicieli. 2 ćwiartki bułki i 6 kromek chleba na 7 osób jest tego najlepszym przykładem. 3 galaretki na kilkunastu gości również. Proponowanie tylko niektórym gościom dodatkowej potrawy podczas śniadania też nie świadczy najlepiej o gościnności. Dla kontrastu: jedyny raz, kiedy naprawdę ktoś okazał takie szczere serce, spytał, czy czegoś nie brakuje, czy cos donieść, był wtedy, gdy przyszła pani pomagająca przy dużym obłożeniu. Panie Tomaszu. Dzieci brudzą, bywają uparte i płaczliwe (niektóre bardzo), nie zawsze potrafią być cicho i mają fanaberie. Mają apetyt i lubią głośne zabawki. Jeżeli trudno to Panu zaakceptować, to może jednak warto zaprzestać zapraszania najmłodszych gości?
Fantastyczne miejsce! Piękne widoki, jedzenie pyszne i dostoswane do potrzeb naszych oraz dzieci. Ogromny plus za książki i muzykę, która idealnie pasuje do tego miejsca. No i gospodarze wyjątkowi :) Już planujemy kolejną wizytę!
Gorąco polecamy :) Schludny i dopieszczony (a przy tym nieprzesadzony!) dom z duszą i historią, do tego fantastyczny widok, od którego nie mogliśmy się oderwać. I to, co absolutnie najważniejsze - święty spokój. Cicho, ustronnie (sam koniec Hańczowej), tarasy po obu stronach domu, tylko kilka osób, stado krów na łące obok i dwa myszołowy krążące na niebie. Odetchnęliśmy, trochę porozmawialiśmy, nadrobiliśmy zaległości w lekturze - a także w kulinariach, bo gospodarz posiłki serwuje niebanalne i mistrzowskie. Co więcej, udało nam się zaopatrzyć w świeżuteńkie sery i pyszne przetwory na dalszą drogę. Szkoda tylko, że byliśmy tak krótko... Bardzo dziękujemy, spróbujemy kiedyś jeszcze wrócić :)
Było absolutnie wspaniale - pełen odpoczynek, doskonałe jedzenie, głębokie rozmowy i wspaniała sauna! Bardzo dziękujemy i będziemy chętnie wracać!!!
Ech, co tu dużo gadać, chciałoby się zamarudzić, żeby miejsce "zostało dla nas" i tych pozostałych co już wiedzą, ale sumienie nie pozwala. A zatem: było świetnie; Pan Tomek ugościł gorąco, nakarmił znakomicie, pozmieniał grafik lekko pod nas, dobrze dobrał proporcje gawędzenia i dania świętego spokoju, a do tego zorganizował pośrednio nocny mini-klub dyskusyjny z koleżankami z Krakowa (pozdrawiamy :-)). Miejsce bardzo ładne, względnie proste, poza widokiem i jedzeniem żadnych ekscesów. Za to widok sprzyja rozbujaniu myśli, a jedzenie sprzyja rozepchaniu żołądka.