Kiedyś, panie, to były rodzinne imprezy! Zespół w wiśniowych garniturach, przygrywający skoczne bity na syntezatorze marki Roland, na środku parkietu zawsze jakiś wuj Roman w koszuli z krótkim rękawem wywijający marynarą w roli gwiazdy wieczoru oraz wirujące kuzynki.
Ciocia Mania z talentem wokalnym, na co dzień na występach gościnnych podczas niedzielnej mszy, tu podrygująca wesoło w takt coveru zespołu Boys "Jesteś szalona". O północy chwila spokoju, a teraz idziemy na jednego, potem "gorzka wódka", tradycyjne przekładanie jajka przez nogawkę i tworzenie najdłuższego sznura z ubrań.
Albo takie wesela w remizie strażackiej z profesjonalną kuchnią na zapleczu. Drzwi do kuchni otwierały się uroczyście, światło gasło, ktoś włączał muzykę z Gwiezdnych Wojen i wjeżdżał cały prosiak, z jabłkiem w pysku i odpalonymi w zadzie fontannami świetlnymi. Pojęcie przesady nie istniało, było grubo i po całości. Przed finałem orkiestra grała niezapomniany szlagier Urszuli Sipińskiej, a cudowni rodzice z powagą wykonywali chwiejny taniec. Później już tylko finał, niedobitki, porzucone marynary, na lewą i prawą nogę, ze mną się nie napijesz i wreszcie koniec, a potem już tylko poprawiny i do domu...
Tak bywało kiedyś, dobrze to pamiętamy, dlatego, kiedy Kasia powiedziała "strasznie mi to słodkie wyszło" i pokazała zdjęcia do poniższego zestawienia - zapytaliśmy gdzie na Boga jest wujek Roman i jego wirująca marynara!? Gdzie tatar z jajem, niesforny makaron z rosołu i czym jest "naked cake"? Kasia odparła ze spokojem, relaksując nasz postkomunistyczny stan świadomości, że szczęśliwie pomysły na rodzinne imprezy są różne i przecież my pokazujemy tylko jeden typ. Jeśli nie retro i boho, to zostały jeszcze remizy (swoją drogą świetny pomysł), został wuj Roman z PRLu, ciocia z kościelnego chóru, ale jest coś zupełnie innego. Do wyboru, do koloru.
Na pierwszym miejscu coś tak pięknego, że musieliśmy się upewnić, że to serio w Polsce. No i serio. Te wszystkie zdjęcia na temat klimatycznych wesel, które znajdujecie na Pintereście były chyba robione w Kawkowie, ręką gospodarza tego miejsca. Jest więc dom, w którym zmieści się około 16 osób z plusem, ogromna stodoła z parkietem, na którym zmieści się niejeden wujek. Jeśli będzie Was dużo więcej - całe Nowe Kawkowo jest do Waszej dyspozycji, bo w okolicy są najbardziej klimatyczne noclegi w całej Polsce.
„Stodoła to wymarzona miejscówka na wesele! Bez spiny i wśród przyjaciół. A Staszek tworzy dodatkową aurę sprawiając, że po weekendzie spędzonym w Kawkowie i wymarzonym weselu w stodole chce się wrócić!Ogranicza nas tylko odległość, ale nawet z drugiego końca Polski WARTOOO!!”
Zdaniem Slowhopa: Takie fajne miejsce, że spokojnie można rozważyć drugi ślub, tylko po to, żeby zrobić imprezę w Kawkowie.
To takie miejsce na ślub w stylu boho, że zatwardziałe singielki chcą usłyszeć mendelsona, a mężatki w takiej scenerii odnowić przysięgę. Zamiast białych plenerowych namiotów piękna ażurowa jurta, a w zamian za nieplamiący się obrus piękna zastawa i rustykalny wystrój. Na pomysł romantycznego ślubu na łonie natury wpadła Małgosia, która w przeszłości zajmowała się produkcją filmową. Teraz realizuje te nawet najbardziej fantastyczne scenariusze. Wyciąga śluby z kościołów i urzędów na polskie łąki. Pomaga spełniać marzenia o romantycznym stylowym weselu i celebracji tego wyjątkowego dnia w naturze.
„Mieliśmy piękny ślub. Nie tylko dlatego, że jurta wraz ze swoim wyposażeniem prezentuje się zjawiskowo i nie tylko dlatego, że jurta w plenerze stanowi ucztę dla zmysłów. Najcenniejsze, co mieliśmy od jurty tego dnia, to jej gospodarze. Gosia wraz ze swoją ekipą spowodowała, że czuliśmy się odciążeni i bezpieczni. Oni naprawdę czuwali nad wszystkim i nie było problemu, na który nie znaleźliby rozwiązania! Dziękujemy i polecamy bardzo.”
Zdaniem Slowhopa: Do organizacji ślubu w jurcie potrzebujecie terenu, reszta należy do organizatorów. Wszystko od dekoracji, poprzez kwiaty aż po menu opracujecie ze zorganizowaną i doświadczoną ekipą. Będzie pięknie i bez stresu.
No i to jest, prosze Państwa, nowość anno domini 2019. Konkretnie lipiec. Niech cieszą się mieszkańcy Wielkopolski i okolic, bo tu, w buszu zieleniny, można wyprawić solidne weselicho w stodole. Tak naprawdę zaczęło się od pięknego miejsca w środku lasu. Tak pięknego, że goście uznali je za lepsze od Hawajów i kibicowali farmie porzeczek i świerków. Potem była agroturystyka, która to porównanie zachowała w nazwie. A potem już tylko chwalono i pobyty, i smaki, i samych Gospodarzy. Na miejscu znajdziecie prawdziwy folwark, z hodowlą danieli i naprawdę pysznym jedzeniem. Dla zainteresowanych ślubnych par: 50 miejsc noclegowych, 140 miejsc na pohulankę w stodole, a na stołach słynna hawajska dziczyzna.
„Miejsce z Duszą - stworzone z Pasją do przyrody przez człowieka, przy jednoczesnym respektowaniu praw matki natury... Pełna symbioza świata zwierząt, roślin i ludzi, przekłada się na głębokie doznania, zapewniające pełne odprężenie i relaks. Gospodarze wraz ze swoim Zespołem, nastawieni pozytywnie na Gości, co daje poczucie biesiadowania jak w domu lub u bliskich i serdecznych przyjaciół.”
Zdaniem Slowhopa: Dla zainteresowanych ślubnych par: 50 miejsc noclegowych, 140 miejsc na pohulankę w stodole, a na stołach słynna hawajska dziczyzna.
Na chwilę wynosimy się ze wsi i wpadamy do miasta. I oto jest Warszawa, a w niej, daleko od szklanych wysokościowców - klimatyczne starocie oparte na tym, co lubimy (niemal) wszyscy: cegle. Pół na Pół to przestrzeń eventowa i kreatywna, urządzona pomysłowo w dawnej prochowni XIX wiecznych carskich fortów. Mamy więc najprawdziwszy loft, a na jego tyłach półdziką łąkę. Można sobie wziąć ślub w plenerze, a potem to należycie uczcić już we wnętrzach. Co nam się spodobało oprócz tego, co podoba nam się zawsze, czyli samej próby rewitalizacji? Chyba fakt, że na warszawskim Mokotowie a można zrobić zieloną imprezę w stylu boho i udawać, że się jest gdzie indziej.
„Lepszego miejsca na magiczny ślub nie znajdziecie, a i obsługa jest super pomocna, nie mówić o magii ogrodu, tarasu i wyjścia przez okno. Szczerze polecam, nie tylko na ślub.”
Zdaniem Slowhopa: W szczegółach Pół na Pół to 160 m2 podzielonych na 2 bliźniacze sale, gdzie pomieści się do 120 osób. Można tu wykonać wszystko: od chrztu do wesela. Plus spotkania firmowe i sesje foto. Gospodarze wiedzą co i jak, więc potrafią pomóc od A do Zet.
A tu już inna bajka. Dosłownie. Jeśli komuś atmosfera loftu przypomina socrealistyczne plakaty ze zdjęć dziadka i chciałby jednak nieco więcej elegancji - mamy Pałac Zdunowo. Historia jak zwykle w takich przypadkach - ujmująca nasze stare nieco dusze. Czyli superbohaterowie, którzy biorą na siebie odrestaurowanie podwarszawskiej ruiny, niegdyś siedzibę szlacheckiego rodu. Pałac duchowo i stylistycznie pozostaje w strefie rażenia stolicy, a na dodatek jest tu prawdziwy manager, który otuli pierzyną dobrych rad i dobrych praktyk. Na dodatek nagradzany szef kuchni i efekty: wyróżnienie 100 Best Restaurant Poland, a w 2016 roku pałac wpisano na listę prestiżowego przewodnika Gaullt&Millau.
„Nasza ceremonia odbyła się w piątek pod chmurką na trawie między pięknymi drzewami, a wesele mieliśmy w namiocie postawionym obok pałacu. Możliwość przygotowania od rana w pokojach pałacu jak i nocleg po imprezie były świetnym rozwiązaniem, a transport gości busem z Warszawy i powrót okazał się strzałem w dziesiątkę. Samo miejsce ma niesamowity klimat dworku położonego w naturze. Oprócz tego wielkie dzięki dla obsługi, która świetnie poradziła sobie ze wszystkimi dietami i serwowaniem obiadu dla gości. Magda, która koordynowała imprezę ze strony pałacu była kontaktowa, konkretna i super się z nią pracowało żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik. Dzięki wielkie od naszej dwójki i naszych rodzin za najpiękniejszy dzień i noc w naszym życiu!”
Zdaniem Slowhopa: W szczegółach Pałac Zdunowo to: ślub w plenerze (namiot przezroczysty na 200 osób (420 m²) ,pomieści parkiet taneczny oraz okrągłe stoły (12-osobowe) i eleganckie krzesła) oraz wesele w sali balowej. I 53 miejsca noclegowe.
Bajecznie położony dom w sercu lasu. Cisza, czyste powietrze, relaks i brak stresu. Panna młoda zrelaksowana, roześmiana, znajomi i rodzina wylegują się na leżakach, a drewniany podest służy za najlepszy pod słońcem parkiet taneczny. Wiejskie wesele we współczesnym stylu trochę oderwane od rzeczywistości. Możecie wziąć ślub plenerowy, pod lipą albo na wysepce pośrodku stawu, zorganizować ognisko, a na poprawiny ściągnąć nawet foodtrucka. Śmiemy sądzić, że jest to najpiękniejsze miejsce na boho wesele w Wielkopolsce.
„Jak piszę „magiczne”, to nie nadużywam tutaj tego określenia – jechaliśmy 20 minut przez las, aby znaleźć tę ostoję spokoju, gdzie Pani Karolina powołała do życia, na nowo, dom z jej historią. Kwiaty, dekoracje, przystrojenie stołów – to praktycznie wszystko zasługa samych Młodych oraz ich bliskich. Przygotowania rozpoczęły się dosyć powoli, Zosia jeszcze nawet zdążyła zrobić przebieżkę :wink: Z upływem czasu wszystko nabierało tempa, ale mimo wszystko – dalej bez spiny. Nie było żadnego sztywnego planu, to było moje pierwsze wesele na którym tort wjechał po północy, a DJ ani razu nie przestał zapuszczać setów – ciągła impreza!”
Zdaniem Slowhopa: o miejsce, z tych które oferuje sam wynajem – wynajmujecie teren 2 ha z dwoma domami, salę i zadaszony taras - razem 260m2 powierzchni balowej. W cenie jest cała posiadana infrastruktura: stoły, krzesła, naczynia.
fot. Martyna Woźniak
Bywał tu i Wilhelmi, i Barbara Kraftówna, a mały Stuhr pewnie nieraz wpadł do basenu. Willa Tadeusz jest bowiem miejscem niezwykłym i pewnie niedługo będzie się o niej pisało w podręcznikach, bo jest to chyba najstarszy pensjonat w rękach jednej rodziny. Wesela są nawet 100-osobowe, w klimacie ogrodowo-plenerowym, nad niezwykłym murowanym basenem, w zielonym otoczeniu, jakieś 30 minut od centrum Krakowa.
„Piękne wesela ogrodowe, niezapomniany klimat. Jak ktoś przepada za takim stylem wesela ogrodowo-domowego to jest to idealne miejsce za nieduże pieniądze”
Zdaniem Slowhopa: Jeśli nas pytacie - weselem w Willi Tadeusz zrobicie przyjemność nie tylko sobie, ale i dziadkowi, który kocha Piłsudskiego, mamie z sentymentem do starych dobrych czasów i tacie, który lubi dobrze zjeść.
Pora odkryć to miejsce, jesteśmy pewni, że będziecie nam wdzięczni. Autorem sukcesu jest Alex i Przepitki. Alex dostarczył pomysł, dom i stodołę, Przepitki hektary odludzia godzinę drogi od stolicy i nazwę. "Gdzie miałeś wesele?" "W Przepitkach"! "Zapraszamy na wesele w Przepitkach". I od razu robi się wesoło, w bonusie do zaproszenia mamy od razu uśmiech i obietnicę, że to będzie impreza dekady, no i na pewno nie będzie suszy... Alex jest malarzem, ma w głowie nie tylko kreatywność, ale i estetyczną wizję, a do tego trochę miejsc noclegowych w zanadrzu.Tu wędrujcie po więcej i żeby skontaktować się z Gospodarzem.
„Cudowna intymność w wielkiej przestrzeni! I tak blisko. Leniwy odpoczynek lub aktywne zbliżenie z naturą. I wieczór przy kominku albo przy ognisku. Grill albo ekskluzywna kolacja. Taki wybór, że trzeba wrócić i spróbować wszystkiego.”
Zdaniem Slowhopa: Mamy tu 12 miejsc w małym i dużym domu. Do tego stodoła i altana o łącznej pow. 110 mkw na uroczystości, wesela, warsztaty, imprezy filmowe czy co tam sobie wymyślicie. 60 minut z Warszawy.
Tu się zadziało całkiem niedawno, a my się w ekipie nie możemy nadziwić ile oni mają energii. Najpierw zelektryzowała nas wiadomość, że pan gospodarz Tomek jest muzykiem i daje czadu na trąbce i basie w zespole "Bracia". A Ewa, kobieta po ASP to architektka wnętrz. No i mamy zabójcze kombo i przepis na oryginalną imprezę. Wnętrza minimalistyczne, spokojne. Kuchnia oparta na lokalnych składnikach (w miarę możliwości, żebyście nas później nie ścigali o brak ogórków z krzaczka w grudniu), stodoła na wszystkie wersje "Cudownych rodziców mam", ekologiczny staw kąpielowy i bungalowy wybudowane w starym sadzie jabłoniowym na zboczu wzgórza. Uwaga, to jest coś dla tych, którzy chcą mieć eko ślub! Tu się o to dba!
„Tak, to jest mistrzostwo świata - stworzyć tak autentyczne, piękne, spokojne miejsce. Ewa i Tomek to niesamowicie ciepli gospodarze, którzy otaczają swoją serdecznością gości od samego rana (podając pyszne śniadanie złożone tylko z lokalnych produktów: serów od pani Grażyny, ogórków i pomidorów z własnego ogródka, sami też robią pyszne sałatki, lokalno-domową specjalność, czyli pieróg biłgorajski - można by jeszcze długo wymieniać...). Mieszkaliśmy w oborze i w stodole zmienionej w przytulne domki mieszkalne w stylu skandynawskim z nutą industrialu - wszystko czyste, świeże, wygodne. Są też świetne przestrzenie wspólne - tarasy, na których do później nocy można dyskutować, czytać książki, sączyć wino z lokalnej winnicy, pogłaskać psa gospodarzy, albo po prostu patrzeć się przed siebie. Bo niebo też tam jest piękne: przejrzyste, w nocy pełne gwiazd, a w dzień po prostu błękitne. Ciszę z rzadka przerywają odgłosy wiejskiego życia: psy, koguty, żaby. Zasięg jest tylko na górce z jabłonkami, dzięki czemu można zrobić informacyjny detoks, ale w nagłych wypadkach mieć kontakt z resztą świata. Okoliczne wzgórza, pola i lasek zapraszają powsinogi na spacery albo wycieczki rowerowe. Spragnieni towarzystwa zawsze mogą podskoczyć do leżącego nieopodal Kazimierza na kawę czy obiad. Chociaż żal się ruszać z Gołębnika, wzorcowego i idealnego *domu* wypoczynkowego.”
Zdaniem Slowhopa: W szczegółach Gołębnik to: 5 pokoi 4-osobowych i 2 pokoje 2-osobowe z salonem dla 24 osób, w sadzie jabłoni można wyjść za mąż na zewnątrz, a w Stodole zrobić klimatyczny ślub. Brak wifi i TV. Noclegi również w bungalowach.
Jeśli mamy stodoły, to przeważnie rustykalne. A tu, nieopodal Gdańska powstała stodoła loft. Czyli loftostodoła. Zmieści się w niej setka biesiadników, można tupać swobodnie obcasem, stepować albo robić moonwalka, bo podłoga wszystko wytrzyma. Gospodarze mają zrozumienie dla kuchni slow i produkty pochodzą z certyfikowanych ekologicznych gospodarstw. Tuż za rogiem stodoły stoją trzy domki: dwa 4-osobowe i jeden 2-osobowy. Super sprawą jest świetna przestrzeń dla dzieciaków na antresoli - na bank im się spodoba.
Zdaniem Slowhopa: Od 60 do 120 miejsc, w zależności od ustawienia. Miejsce jest eko i można tu zrobić nie tylko wesele, ale warsztaty, chrzciny, urodziny, czy co tam się człowiekowi wymarzy.
Raptem 45 km od Warszawy miejscówka na wesele z pompą dla ponad 200 osób, w stylu folk i boho, a w zasadzie to w każdym stylu bo Małgosia (zawodowa florystka) zna się na rzeczy i czaruje dekoracje profesjonalnie. Akcja dzieje się pod Warszawa, w starym folwarku wybudowanym przez Holendrów jeszcze w XV wieku, w otoczeniu zabudowań dworskich, gospodarczych, starej cukrowni i młyńskiej osady. Tu przysięga się w sadzie, na łące albo w tuż przy starodrzewiu. Jeśli wejdzie Urszula Sipińska to na parkiecie pod chmurką, który wychodzi wprost ze stodoły, a ta pomieści cały gang wujków. Bonus jest taki, że młodzi mają do dyspozycji własny wyczesany wóz cygański, postawiony w zacisznym miejscu, a gospodarze 16 miejsc noclegowych i hektary na których można niejeden namiot osadzić.
Zdaniem Slowhopa: Jeśli marzy wam się nieszablonowe wesele o którym będziecie opowiadać wnukom to to jest ten adres. Największa stodoła na Mazowszu i pełne pro w organizacji.