Ten artykuł nie powstawał łatwo. Rzucały nam się w oczy wszystkie te rozrywki, które karmią masowe gusta, a my przecież jesteśmy od turystyki doświadczeń. Mało nas obchodzą disneylandy, wolimy ciągnąć dzieci tam, gdzie drewno jest z drewna, a błoto naprawdę wciąga. Dlatego nie będzie tu rollercoasterów i niebieskich lodów smerfowych. Będzie grubo.
Co by powiedziało Wasze dziecko na propozycję “jedziemy strzelać z łuku i chodzić na szczudłach”. Albo: “jutro zabieram Cię na trzęsienie ziemi”. Ewentualnie: “pakuj się, jedziemy na spotkanie z wiedźmą”. Na dobranoc proponujemy bajkę o dzielnej dziewczynce, która pojechała na dziką wyprawę tropić wilki i spotkała w lesie żubra. Młodszym dzieciom zaserwujemy miejsce z kolorowym placem zabaw zbudowanym ze szkła. Sami wiecie najlepiej co sprawiłoby największą frajdę Waszemu dziecku. My mamy dla Was parę podpowiedzi jak te bajki zamienić w rzeczywistość.
Stare chińskie przysłowie mówi: tam, gdzie zwierzęta, tam i szczęśliwe dzieci. Albo może to mówiła babcia. Tak czy siak - obecność zwierząt w miejscu noclegu to +10 punktów do szczęścia w oczach dziecka. Chata Miłkowska idzie w tej dziedzinie na rekord: mieszkają tam kaczki, króliki, owce, kozy, konie i psy. Nasze slowhopowe doświadczenia potwierdzają, że dla mniejszych dzieci to jest sztos. O poranku można przejść się z gospodarzem i dopilnować żeby trzoda wciągnęła porządne śniadanie. Zaleca się pogłaskać na dzień dobry. W ciągu dnia konie zapraszają na swoje grzbiety, a kozy na wspólny spacer po zielonych łączkach. Poza zgrają zwierzaków czeka tu na dzieci plac zabaw, basenik (latem) i gratka – labirynt w zbożu. Jest także – wielce szanowana przez rodziców – kuchnia, w której bierze się pod uwagę dziecięce brzuszki i kubki smakowe. W skrócie: o dzieci dba się tu na ponadprzeciętnym poziomie. Dorosłym dostaje się w końcu gorąca kawa i możliwość dokończenia dyskusji tam gdzie powinna się skończyć, a nie wtedy, gdy pada groźne "nudzę się". Tu się dzieci nie nudzą.
„Ciągle nie dowierzam... Odpoczęłam będąc z trzylatkiem. Cudne miejsce, jeszcze lepsza kuchnia i super gospodarze!”
Zdaniem Slowhopa: Chata to gwiazda pośród rodzinnych agroturystyk. Bądźcie wytrwali w szukaniu wolnych terminów – warto zaplanować wyjazd z dużym wyprzedzeniem. Nawet rocznym!
Problem z miejskimi dziećmi jest taki, że o żubrach mogą wiedzieć tylko to, że rodzicom najlepiej smakują schłodzone. A o wilkach, żeby nie siadać na zimnych kamieniach. Mamy tu człowieka, który może zmienić postać rzeczy i obiecujemy, że będzie ciekawie. Łukasz Długowski jest świadomym podróżnikiem, dziennikarzem i współzałożycielem ekologicznej Fundacji "Dziko" oraz twarzą marki "Mikrowyprawy". Organizuje też wyprawy z tropieniem wilków i niedźwiedzi dla dorosłych i dzieci i o tym chcieliśmy Wam opowiedzieć. Podczas weekendowej przygody ekipa Mikrowypraw nauczy Was szukać i czytać ślady, słuchać odgłosów lasu, rozróżniać tropy wilka i psa, rozpoznawać ich wycie i uwaga: pokaże jak nawoływać te wspaniałe zwierzęta. Nie musicie być zapalonymi eksploratorami, wyposażonymi od stop do głów w survivalowe gadżety. Wystarczy uważność i wola przygody. Łukasz jest zwolennikiem odkrywania i doświadczania w każdych warunkach oraz żywą encyklopedią wiedzy o naturze. Nasze dzieciaki były oczarowane jego opowieściami i podejściem do nich samych: każdego najmniejszego eksploratora traktował poważnie, po partnersku. Zapytacie pewnie co z tymi żubrami. Otóż żubry są na deser. Majestatyczne zwierzęta, w swoim naturalnym środowisku Puszczy Białowieskiej- galopujące, czochrajace się po trawie, podawane z gwarancją, że Wasze dziecko na słuch o żubrze już nigdy nie pomyśli o procentach... Zresztą tu nie potrzebne są namowy, poczytajcie opinie...
Zdaniem Slowhopa: Tropienie wilków to nie tylko podróż w dzicz, ale i podróż w głąb siebie, bowiem każda mikrowyprawa z Łukaszem zostawia mikroślad w człowieku. Dużo terminów i opcji do wyboru: wyprawy dla dziewczyn, chłopaków, dziewczyn i chłopaków, mam i tatusiów z dzieciakami. Do tego naprawdę świetna meta w Puszczy Białowieskiej. Polecamy śledzić facebooka i bloga Łukasza, który wspaniale zaraża swoim podejściem do przyrody i świata.
„Mistrzostwo świata, sztos, jedna z najlepszych wypraw ever i co tam dzisiaj jeszcze współczesna młodzież używa. Jeden z najlepiej spędzonych weekendów jakie pamiętam i to jeszcze rzutem na taśmę, rezerwując ostatnie miejsca w ekipie. Osoba Łukasza, wiedza, umiejętności, dar przekazywania wiedzy i opowiadania, agroturystyka, osoba właścicielki Uroczyska, posiłki, sąsiedztwo lasu i szlaków dzikich zwierząt... aż ciężko uwierzyć jak to wszystko tak wspaniale zagrało. Nie wiem kiedy ostatnio byłem tak szczęśliwy i zmęczony po całym dniu chodzenia po lesie, szukaniu tropów - to wciągało bardziej niż hazard. Nawet wstanie w niedzielę o bladym świcie okazało się nie być problemem kiedy przy życiu trzymała mnie myśl o zobaczeniu wolno-żyjących żubrów w ich naturalnym środowisku. Natomiast nocne nawoływanie wilków... nie da się tego opisać własnymi słowami - musicie przeżyć to sami na własnej skórze. To co dzieje się w ludzkiej głowie w absolutnej ciszy i ciemnościach w lesie to jest magia. Komora deprywacyjna przy tym to wakacyjna dyskoteka na plaży w Mielnie. Ja już teraz wiem, że pakuje plecak na kolejne wyprawy z Łukaszem :-)”
Tędy zapraszamy po prawdziwie wiejskie klimaty i słowiański folklor. Co tu się wyrabia? Naczynia na kole garncarskim, kosmetyki z polnych roślin, mikstury ziołowe, maści, olejki i mazidła wszelakie. Wyrabia się też baby, a wyrabiają je nawet chłopy. Baby, zwane też motankami, to słowiańskie lalki dobrych intencji. W tradycji słowiańskiej były popularne jako zabawki dla dzieci, ale przede wszystkim powierniczki najskrytszych marzeń domowników. Można samemu zrobić swoją żadanicę albo ziarnuszkę. Ale wyrabia się w Ziołowym Dzbanku jeszcze więcej: są warsztaty mydlarskie i takie, na których - średniowieczną techniką tworzy się papier czerpany. Są zajęcia poświęcone historii ziemniaka i wiciu wianków. A jak się dzieciaki znudzą wytwórstwem to można im zaproponować dojenie krowy, udział w wykopkach albo głaskanie wszystkich kóz, królików i kucyków w gospodarstwie. Jak to na wsi.
„Fantastyczne miejsce na wakacje dla dzieci i dorosłych spragnionych natury! Każdy dzień rozpoczynaliśmy od obowiązkowego karmienia kóz i królików. A potem było przepyszne śniadanie i mnóstwo innych atrakcji: wykopki, ognisko, lepienie garnków, motanie bab, tworzenie mydełek… Pokoje urządzone są z dbałością o każdy szczegół, a Ewa i Waldemar to niesamowici gospodarze. Potrafili snuć ciekawe opowieści i sprawili, że czuliśmy się w Ziołowym Dzbanku jak w domu. Podobno na terenie gospodarstwa ukrywa się gdzieś plastikowa krowa… Nie udało nam się jej zobaczyć, więc z pewnością tam wrócimy. Z wakacji przywieźliśmy naładowane akumulatory, wypoczęte głowy, wzbogacony mikrobiom, poduszkę z ziarnem gryki i umotaną babę zielarkę, która usadowiła się na kominku w salonie i pilnuje naszego domu. Polecam! ”
Zdaniem Slowhopa: Kuchnia jak się domyślacie - domowa, czerpiąca z zielarskich pasji Gospodarzy pełnymi garściami. Dorośli biorą dokładki, a dzieci wylizują talerze - to chyba najlepsza rekomendacja.
Nasi przedstawiciele wzięli udział w przygodzie tego lata, dlatego możemy opowiedzieć Wam o wszystkim z pierwszej ręki. No więc Marian - tu nie jest luksusowo. Nic a nic. Więc jeśli planujesz przyjechać w koszulce polo i zadawać szyku najnowszym modelem telefonu, to chyba się nie zrozumieliśmy. Ekipa Republiki Ściborskiej opiera się na Darku, zwanym Biegnącym Wilkiem. Jest też żona Justyna, dzieciaki i ich psy zaprzęgowe. Na obozach będziecie mieszkali nieco dalej od ich domu, w osadzie indiańskiej złożonej z kilku namitów tipi. Na środku każdego namiotu jest palenisko, wieczorem można je rozpalić i jest lepsze od centralnego. Z kąpielą może być nie po drodze, nikt tu dzieciakom nie sprawdza czystości stóp. Za to nauczą się jak używać noża, jak rozpalić ognisko, jak przetrwać w lesie. Poza częscią edukacyjną będzie też sporo przygód: poranne spacery z psami, przeprawa przez bagna (hit wyjazdu i tu już na pewno nie w polówce), przeprawa przez rzekę. Dla rodziców ruska bania z kąpielą w stawie pod gwiazdami i szerokie uśmiechy na widok dzieci, którym po tygodniu już nie brakuje komórek, za to żądają kupna noża. Przed przyjazdem otrzymuje się listę ekwipunkową i zalecenie przeczytania "Porąb i spal" oraz "Lata leśnych ludzi", więc wyjdziecie z tej historii z własną siekierą, menażkami i kilkoma rzeczami, o których nie wiedzieliście, że istnieją. A dzieciaki długo będą rozpoznawać zioła i informować Was co z lasu można zjeść, a co nie. Wspaniała sprawa.
„Tydzień "Ojciec i syn" przebił oczekiwania;-). Pierwsza reakcja to była lekka panika... ło matulu, jak to my mieszczuchy w takich prostych warunkach damy radę.... ale potem juz bajka. Dla mnie powrót do czasów dziecinnych, woda ze studni, leżenie na łące. Niezwykle charyzmatyczna postać Biegnącego Wilka. Wspaniały tydzień bez żadnego kontaktu z cywilizacją. Uwaga to nie jest żaden "all inclusive" itp, będziecie machać siekierą, rąbać nożem, tarmosić konary z lasu, spoceni, żarci przez komary .... ;-) i uśmiechnięci od ucha do ucha.”
Zdaniem Slowhopa: Jak dla nas to najlepsza (i offline!) lekcja ekologii, pokory i bliskości, jaką można zaserwować dzieciakom. Przygody odbywają się tylko latem, choć sprawdzajcie wydarzenia w Republice Ściborskiej, planowane są krótkie wyprawy weekendowe. Polecamy, i niech żyje przygoda!
fot. Republika Ściborska
Gdyby ktoś pytał czy w Polsce są jeszcze wiedźmy, to okazuje się, że mamy ich trochę. Jedna z nich mieszka na Podlasiu i boją się jej tylko ci, którzy szkodzą przyrodzie. Poznajcie Agnieszkę Zach - jedyną w Polsce i absolutnie wyjątkową przewodniczkę po polskiej Amazonii. Biebrzę zna jak własną kieszeń - prawie 600 km2 torfowisk, bagien i meandrów ma w małym palcu. Tak samo jak zwyczaje jej dzikich mieszkańców: ptaków, wilków, łosi, bobra, a nawet gigantycznego suma. Każda wyprawa z Agą to przygoda w nieznane, bo sama nie lubi utartych ścieżek, a wszystkie trasy jej wycieczek są “szyte na miarę” pod podróżnika. Chcecie wyjść żywym z bagna- pokaże Wam jak. A może wolicie nurkowanie? Proszę bardzo. Jej propozycje to jak katalog przygód, w którym każda kręci bardziej od poprzedniej. Nie wiadomo od czego zacząć. Od spływu i nurkowanie jedynym w Polsce szlakiem podwodnym “Po Drugiej Stronie Lustra”, wyprawy w świat leśnych drapieżników i ofiar, tropienia zwierząt, spływu tratwą po Biebrzy czy czarów i zaklęć? Wasze dzieciaki wyjadą z tej przygody brudne i szczęśliwe. Już nigdy nie będą bały się ubrudzić, zanurzyć w błocie, wejść w krzaki i dotknąć robaka. Takiej lekcji przyrody nie zaaplikuje im żadna szkoła i zajęcia dodatkowe.
Zdaniem Slowhopa: Pomysłów na rozrywkę z Biebrzańską Wiedźma jest od licha i trochę, polecamy zerknąć na jej stronę o tutaj i rozeznać się w możliwościach. Dzieciom zafascynowanym Harrym Potterem polecamy przygodę magiczną - z czarami, poradami zielarskimi i etnograficzno - spirytystycznymi. Gryffindor może się schować. Podajemy namiary do Agnieszki +48 515 794 252 email: jawiedzma5@vp.pl.
Fot. Biebrzańska Wiedźma
Jeśli Wasza stopa (duża i mała) nie stanęła jeszcze w Górach Kaczawskich to rzecz jest do nadrobienia. Skoro u dorosłych ta kraina wzbudza chęć cytowania poezji to nie dziwimy się, że porządnie rozbudza też wyobraźnię u dzieci. W Villi Greta idą po całości, wiedzą jak ogarniać dzień, dlatego od poranka do wieczora można się szykować na przygody. To tam nasze dzieci jadły najlepszą pomidorówkę i skrzydełka w sosie barbecue (Greta praktykuje kuchnię slow) i tam uczestniczyły w takich warsztatach, że do tej pory wspominają. Można obserwować nietoperze na wieczornych warsztatach terenowych, ulepić kubek na zajęciach ceramicznych, udać się na poszukiwanie półszlachetnych minerałów (z młotkiem i goglami), a potem pod okiem specjalisty nauczyć się je obrabiać. A to dopiero połowa atrakcji. Pół kilometra od Villi znajduje się Sudecka Zagroda Edukacyjna, a tam jedno z bardziej nowoczesnych pomysłów na to jak opowiedzieć dzieciakom o wygasłych wulkanach. Jest wielka platforma z symulacją trzęsienia ziemi (dzieciaki nie chcą z niej zejść) i zajęcia w laboratorium. Wiedzę o Ziemi odbiera się tam wszystkimi zmysłami. Po tych wszystkich czadowych zajęciach dzieci błagają o jeden dzień na podwórku, a dorośli z uśmiechem mogą wydać łaskawą zgodę i spędzić czas sami ze sobą. Gwarantowane, że dzieciaki będą krążyć po Dobkowie z paszportem przygód i polować na stemple i naklejki.
„Mój 4 letni syn po 5 minutach w tym miejscu powiedział "Mamuś KOCHAM CIĘ, że nas tu przywiozłaś". Raj dla dzieci, niesamowite zaufanie do gości i taki pełen spokój nie tylko w tym miejscu ale również w ludziach, którzy tam pracują. Zero miejskiej "spiny" i pośpiechu. Pokoje czyste, przestronne.”
Zdaniem Slowhopa: Zalecamy szybkie rezerwacje (przez Slowhop), bo tu jest niełatwo się dostać.
To jest miejsce, które może zmienić postrzeganie prac manualnych nawet przez tych, którzy do tej pory spluwali z pogardą na myśl o plastyce. I nie mówimy tylko o dzieciach. Bolesławiec jest znany nie tylko w Polsce, a jego produkty są w co drugiej agroturystyce na Dolnym Śląsku. To nie jest żadna wielka fabryka, tylko niewielka manufaktura ze sklepem, przemiłą knajpką i miejscem warsztatowym. Wizytę z dziećmi gorąco rekomendujemy, bo po zwiedzaniu z przewodnikiem i poznaniu procesu tworzenia bolesławieckich cudów można wreszcie zasiąść do własnego dekorowania naczyń. Dostajemy całą masę stempelków oraz farbek, a reszta zależy od poziomu kreatywności. Każdy może wybrać: kubeczek, talerz lub miska, ale informujemy, że na jednym się nie skończy. Koszt godziny to 50-60 zł i są to jedne z lepiej wydanych pieniędzy w życiu.
Zdaniem Slowhopa: Więcej informacji na temat warsztatów (programu, ceny) znajdziecie na stronie Ceramiki Bolesławiec o tutaj. Przed przyjazdem polecamy kontakt telefoniczny (pandemia i te sprawy).
Tym razem gratka dla poszukiwaczy skarbów i fanów Tajemnicy Twierdzy Szyfrów. Jeśli Wasze dziecko ma ambicje by zostać milionerem, może warto pokazać mu jak robili to zanim wymyślono totolotka. Zapraszamy na wycieczkę pod ziemię, a mianowicie do najstarszej polskiej Kopalni Złota, której początki działalności sięgają 1273 roku. Dlaczego akurat tam? Po pierwsze dlatego, że w Kopalni Złota mamy swoich ludzi - Gosię i Maćka, którzy prowadzą w Górach Złotych równie fantastyczny pensjonat Złoty Jar. Czyli można kimać w Jarze, wciągać pierogi bez opamiętania i później wyruszyć spacerkiem na odkrywanie złotego podziemia. Po drugie Kopalnia Złota to na serio niezła frajda dla dzieciaków, ze względu na historię, legendy związane z tym miejscem i zaplecze edukacyjne. Mają tu świetnych przewodników i ludzi autentycznie wkręconych w swoją robotę. Można zwiedzić legendarną Sztolnię Gertrudy i posłuchać legendy o biednej, zaginionej żonie górnika, zobaczyć laboratorium J. Schärfenberga wynalazcy arszeniku (w kopalni wydobywano również arsen, z którego następnie produkowano arszenik). W Chodniku Śmierci na dzieciaki czeka ośmiometrowa zjeżdżalnia, a w kopalni Czarna Góra wysoki na 8 metrów, podziemny wodospad. Wisienką na torcie w całej tej przygodzie jest 200-metrowy spływ po zalanym odcinku Sztolni Gertruda (bynajmniej nie katamaranem). Jeśli jakimś cudem będzie Wam mało atrakcji wybierzcie się na płukanie złota, pokaz odlewania pamiątkowych sztabek, albo wybijania złotych monet. A potem powrót na pierogi. Gosia i Maciek wydali ostatnio "Baśnie i legendy Gór Złotych". Pytajcie o tę piękną pozycję w muzeum przy kopalni i nie wracajcie do domu z pustymi rękami!
„Piękne, klimatyczne miejsce, położone w samym środku leśnego wozu, szczególnie piękne jesienią :). Dookoła pełno atrakcji (kopalnia złota, spacery złotymi ścieżkami), a co najważniejsze wspaniali gospodarze i obsługa :) Super miejsce na wypoczynek, gdzie czujesz się jak oczekiwany gość. Na pewno wrócimy! ”
Zdaniem Slowhopa: Ze Złotego Jaru do Kopalni Złota spacerkiem lekko ponad kilometr, więc rozchodzicie te pierogi przed przygodą. Za dodatkowe atrakcje takie jak płukanie złota czy odlewanie sztabek trzeba zapłacić ekstra (ale to groszowe sprawy). Z ważnych informacji dla rodziców dorastających dzieci- tu zero zasięgu GSM, więc nie będzie snapowania po kątach. Więcej o Kopalni Złota znajdziecie na ich stronie o tutaj.
Trampki spadają z wrażenia jak się patrzy co można zrobić ze starych szklarni. Sami byśmy się tam chętnie pobawili. Główny bohater jest tu jeden, ale ma więcej super mocy niż Mary Poppins. Bo - drodzy państwo - w grę wchodzi tu szklarnia w roli autorskiego, niepodrabialnego parku rozrywki dla maluchów. W środku 400 metrów raju dla dzieciaków: basen z kulkami, piaskownica, trampolina, huśtawki, stół do ping ponga i piłkarzyki. Powiemy jedno: w czasie deszczu dzieci się tu nie nudzą, a humory nie lecą na łeb na szyję. Rodzice w spokoju poczytają książkę, a może nawet zaszaleją z poobiednią drzemką. Na zewnątrz atrakcji też nie brakuje: jest tyrolka, duże boisko i sporo przestrzeni na zabawę na świeżym powietrzu, a dalej atrakcje Rabki i górskie szlaki. Domki są dwa i każdy pomieści 6-8 osób - można pojechać w kilka rodzin.
Zdaniem Slowhopa: Czapki z głów za tak niestandardowy projekt zero waste i za absolutnie piękne wykonanie!