Myśleliście kiedyś o stworzeniu idealnego miasta? O tym, by zacząć sadzić drzewa na pustyni i od zera zbudować miejsce, które nie będzie należało do nikogo, w którym nie będzie pieniądza, ani religii. Z architekturą bez ogrodzeń, szkołą bez ocen, w której dzieci nie będą od małego tresowane do ogrywania sztywnych ról społecznych? Mamy wiadomość - ktoś już na to wpadł.
Auroville. Miasto w Indiach w stanie Tamilnadu, założone w 1968 roku. Dziś ponad trzy tysiące ludzi z kilkudziesięciu krajów świata. Las, który kiedyś był pustynią. Miasto-eksperyment, który wspiera UNESCO. Utopia, która stała się rzeczywistością.
Katarzyna Boni, autorka książki o mieście z marzeń, mieszkała w nim rok. Z tego doświadczenia powstał reportaż o Auroville, historia miasta zbudowanego na pustyni, historia ludzi, którzy przetarli szlak kolejnym pokoleniom. Katarzyna, to wspaniała reporterka, którą poznaliśmy dzięki jej poprzedniej książce “Ganbare. Warsztaty umierania”. Nie mieliśmy wątpliwości, że kolejna pozycja, która wyjdzie spod jej pióra, będzie czymś wyjątkowym. To nie tylko opis niezwykłego eksperymentu, ale i historia poszukiwania. Auroville to miasto laboratorium, pełne kontrastów, zbudowane na odwadze przemienienia utopii w czyn. Historia sukcesów i porażek. Eksperyment, bez końca. Nie spodziewajcie się, że znajdziecie w niej prostą odpowiedź na pytanie: czy ten eksperyment się udał? Bo czy można wystawić opinie miastu, którego budowa nadal trwa? “Prawda jest trudniejsza do zaakceptowania. Nie ma gotowych rozwiązań. Jest tylko zaproszenie do ich szukania”.
fot. 1, 3- Marco Saroldi, fot. 2 - Fred Cebron
A co, gdyby tak porzucić miejskie życie, gotowe rozwiązania i od podstaw zacząć tworzyć nową rzeczywistość mając do dyspozycji dwie ręce i własne marzenia?
Wielu z Gospodarzy Slowhopa zrealizowało ten plan. Uciekinierzy z korporacji, ciasnych mieszkań w bloku z widokiem na okno sąsiada. Historie ludzi zmęczonych podążaniem za karierą, sukcesem. Zmęczonych miastem. Znudzonych polityką. Tak, znamy mnóstwo takich historii.
Gdzie jechać leczyć duszę? Gdzie zaciągnąć się czystym powietrzem? Gdzie nie dosięgają fale GSM, gdzie umysł zwalnia dając nadgonić ciału? Gdzie można w spokoju przeczytać nową książkę Katarzyny Boni i znaleźć przestrzeń i czas, by pomyśleć co dalej?
Wyszukaliśmy dla Was 10 takich adresów. Miejsc ze znakiem STOP, które inspirują do zmiany stylu życia. Historii podanych przy wspólnym stole, w towarzystwie wolno hasających zwierząt. Ekologicznych ogródków. Magii, która dzieje się gdzieś w górach, w akompaniamencie strumyka. Gdzieś na wsi, o której istnieniu nie mieliście pojęcia. Na końcu szutrowej drogi. Gdzieś.
To jest nasze Auroville. Wersja pomniejszona. Historia o nowym początku i nowym pomyśle na życie. Pierwszy przystanek w drodze do zmiany.
Spróbujecie?
Wieś nazywa się Blechnarka, jest niedaleko Słowacji, stoi starymi łemkowskimi chyżami i są w jej rzeczy, które kochamy najbardziej: tajemnicze wierzenia, duchy i Leszek Babej co je skutecznie ponoć od nękanych mieszkańców odpędzał. W odrestaurowanej chyży mieszkają Edyta i Artur. Ona jest muzykiem, on psychologiem, coachem i mentorem biznesu. Miejsce jest niewielkie - tylko dla 7 osób, które chcą się zatrzymać i przemyśleć co dalej z życiem, firmą, sobą. Są dla nich warsztaty rozwojowe, koncerty, pogadanki przy ognisku i dużo pozytywnej energii. Coś dla tych co lubią skromnie, bardziej świadomie i szukają inspiracji do dalszej życiowej wędrówki.
„ Zachód słońca co wieczór zachwycający. Dużo miejsca i przestrzeni. Dom w pięknej dolinie, ale z dobrym dojazdem. Gospodarze przyjaźni, a pies wyjątkowo :-) Dobrze spędzony czas! Polecam! ”
Zdaniem Slowhopa: Apartament z osobnym wejściem dla 4-7 osób w oryginalnej łemkowskiej chyży z 1959 roku i świetne warunki na reset w najbardziej dzikim z Beskidów. Bez zasięgu, bez obowiązków, z dużą dawką dobrej energii, muzyki, sztuki i wartościowych rozmów. Przed przyjazdem koniecznie zapytajcie co będzie działo się w “stodole”.
Ten dom jeszcze chwilę temu należał do kogoś bardzo dobrego. Nie było innego wyjścia, musiał trafić w równie zacne ręce i tak się właśnie zdarzyło. Przedstawiamy zatem: Beata i Werner po podróżach po świecie i wielkomiejskich karierach osiedli w Radomicach, żeby dzielić się z ludźmi swoją energią i dobrą aurą Osady Światła. Domeczek położony jest na terenie Parku Krajobrazowego Doliny Bobru, jest wpisany na listę zabytków, przeszedł resuscytację i trzyma się bardzo dobrze. I jest to zdecydowanie inny świat od tego, który znacie. Gospodarze prowadzą na miejscu warsztaty, sesje coachingowe, ćwiczenia oddechowe i relaksacyjne, posiadówki przy ognisku, rozmowy do rana i kuchnię 5 przemian. Ale jest dużo więcej. Jeśli potrzeba wam magii i wpadajcie do Radomic.
„Czas spędzony w Osadzie Światła to jak pobyt na totalnie innym świecie:) już sam dojazd przez wąskie radomickie dróżki do celu, wydaje się być jakby przejściem przez ochronny leśny mur do krainy natury, zakątka ciszy, wewnętrznego spokoju i harmonii zdrowia. Wygodne łóżka, przytulne pokoje z łazienkami zapewniają regenerację wewnątrz, natomiast tajemniczy ogród Osady Światła również kryje w sobie mnogość wyciszających widoków, kącików, hamaków i kojących naturą dźwięków na zewnątrz. To miejsce w którym nakarmiona zostanie nie tylko Twoja dusza, ale i ciało - przepyszne bio posiłki pełne dobrej energii przygotowane przez gospodarzy i lokalnych dostawców zachwycają każdego dnia - dziękuję Beacie i Wernerowi za wspaniały wspólny czas i życzliwość dla każdego - bardzo serdecznie polecam wszystkim - dla mnie 6+ <3 "
Zdaniem Slowhopa: O poranku ćwiczenia z elementami Qigong, ćwiczenia oddechowe, Pranayama, Seammi-Jasani i relaksacyjne z Beatą, a potem zdrowe śniadanie przy wspólnym stole i bez mięsa, na podstawie kuchni 5 przemian, badań nad ajurwedą, makrobiotycznymi, wegetariańskimi, wegańskimi i witariańskimi kuchniami. Gospodarze słyną ze zdrowych słodyczy - nie wyjeżdżajcie zanim nie skosztujecie.
Kawałek orientu w Beskidzie Niskim, czyli polska oaza o indyjskim zabarwieniu od Anety i Jacka zwana też Wiochotelem. Wielokrotnie o tym miejscu pisaliśmy, bo jest wyjątkowe pod każdym względem. W środku indosypialnie, każda o własnym charakterze, nazwana dwoma imionami i wzbogacona pamiątkami przywiezionymi z Dalekiego Wschodu. Do BeNia, jak pieszczotliwie Gospodarze nazywają Beskid Niski, jeździ się BezKids nie licząc tych wewnętrznych dzieci i Bez zasięgu, bo fale GSM dochodzą tylko do znaku Ropki, a nawet i tam bywają kapryśne. Jest też wegański mielony i AKuKuchnia gdzie gra się w zielone a czasem nawet kusi karpackimi i hinduskimi specjałami. Można się zabawić słowem, ale i znaleźć inspirację w rozmowach z gospodarzami.
„ Aneta i Jacek stworzyli prawdziwą oazę spokoju. Tu naprawdę czuje się, że się nic nie musi. Miejsce bardzo klimatyczne, nastawione na relaks w pełni tego słowa znaczeniu. Jedzenie petarda, szykujcie dodatkowe miejsce w żołądkach, gdyż o wstrzemięźliwość będzie trudno. Beskid Masala przyciąga ciekawych ludzi, którzy szybko się integrują i chętnie wymieniają się pomysłami na nicnierobienie lub robienie fajnych rzeczy w okolicy, która jest kolejną zaletą Wiochotelu. Już odliczamy dni do kolejnej wizyty :) ”
Zdaniem Slowhopa: Dobrzy ludzie w dobrym miejscu i bez dostępu do cywilizacji (najbliższy sklep jest 5 km od Masali) z którymi można pogadać o wszystkim, ale można też o niczym. Wpadajcie naładować baterie i nabrać dystansu. Miejsce tylko dla dorosłych i z uwagi na psy gospodarzy - nie przyjeżdżamy z własnymi zwierzakami.
Miejsce w którym natury się nie zawłaszcza, a żyje z nią w symbiozie. Jeśli szukacie wykrochmalonej pościeli i równo przystrzyżonego trawnika - wybierzcie inny adres. Wojtek to uciekinier z korporacji, który swoje schronienie znalazł na Suwalszczyźnie. Swoje miejsce otworzył na ludzi podobnie myślących i podobnie poszukujących. Sama Suwalszczyzna przyciąga takie wolne umysły i to niekoniecznie luksusem i designem. Tu to tylko las, jeziora, sauna w ogrodzie, salka do jogi i tańca, kawa 5 przemian i wege kuchnia, po której życie już nigdy nie wraca do stanu sprzed szczawiowej, dobry klimat do tworzenia i jeszcze lepszy do przemyśliwania i ewentualnych zmian po powrocie.
„W Snach i Kamieniach jesteś gościem w domu i u gospodarza, którzy sami są gośćmi Natury i Przyrody, która ich otacza. Tu nie wycina/ścina się czegokolwiek, o ile nie zachodzi naprawdę uzasadniona potrzeba. Wszystko co nas otacza jest tam traktowane z ogromnym szacunkiem, a nie jak własność. Dzięki temu miejsce to posiada magiczną aurę, dzięki której odpoczniesz, wyciszysz się, otworzysz na innych ludzi i na samego siebie. Pobyt w tym miejscu może Ci przypomnieć o tym, co jest w życiu ważne i pomoże przemyśleć dalsze decyzje dotyczące przyszłości. Jeśli jesteś osobą tworzącą sztukę w jakikolwiek sposób, znajdziesz tu ciszę, spokój, inspirację i wenę do tworzenia, która wyjedzie z Tobą i pozostanie na długo. Tak było w moim wypadku. Z rzeczy bardziej przyziemnych: kuchnia serwowana w tym miejscu jest tym, co chciałbym jeść do końca życia. Naturalne, nieprzetworzone produkty, pochodzące z lokalnych, niewielkich upraw - w efekcie dostajesz pełne, lekkostrawne i zdrowe wyżywienie, które może nie wgląda jak restauracyjne, ale z pewnością przewyższa je świeżością i smakiem. W dodatku możesz je zjeść w towarzystwie pozytywnie zakręconych ludzi, nawiązać przyjaźnie/znajomości i, jak pisałem wcześniej, dzięki temu otworzyć się na innych ludzi, zamiast zamykać się w czterech ścianach, chować się za parawanami i zasłonami. My korzystaliśmy z domku w lesie, który okazał się kapitalnym miejscem do porządnego wyspania się. O poranku, gdy otwierasz oczy, pierwsze co widzisz to las za oknem i jest to coś, do czego będę chciał wracać. I będę wracał - jestem tego pewny już dzień po wyjeździe z tego miejsca”.
Zdaniem Slowhopa: Kuchnia roślinna bez mięsa i glutenu inspirowana smakami z Indii, Indonezji, Włoch i Francji. Jest też kombucha własnego wyrobu, mleko roślinne, jajka od bardzo zadowolonych kur i zdrowe desery nieskutkujące wyrzutami sumienia. Do dyspozycji gości są dwa pokoje w starym domu a latem dodatkowo dwa namioty (glampingi) i drewniany domek. I można z pieskiem.
Witamy w Kotlinie Kłodzkiej, gdzie Lidia i Maciek nie dość, że stworzyli dom wolny od polityki, nietolerancji i nienawiści, to jeszcze wzięli sobie na cel ratowanie zajęcy. Według obliczeń na wolności wypuścili już jakieś 16 tysięcy szaraków. Wiekowy Dom z Końca Świata przybył tam aż z Podkarpacia i został belka po belce na nowo złożony w Paszkowie. Prócz zajęcy zamieszkują go koty i kozy i wspaniali Gospodarze, którzy szybkie, miejskie życie zamienili na slow motion w Paszkowie. Na Końcu Świata powstaje też ich autorskie piwo i czarny czosnek, którego ciemne ząbki ząbki smakiem i konsystencją przypominają ponoć wędzoną śliwkę z nutą wanilii, octu balsamicznego, a nawet trufli. O jedzenie się nie martwcie, oprócz stanu ducha można tu dobrze podreperować stan brzucha.
„ Fantastyczne miejsce, z domowym klimatem, przepyszną kuchnią, opowieściami przy wspólnym stole. Idealne na odpoczynek z dala od zgiełku, a dla odmiany wśród zajęcy, kotów, jeleni przychodzących w nocy pod dom... Właściciele to ciepli i przemili ludzie, umiejący stworzyć idealną atmosferę z jazzem w tle. Gorąco polecam!”.
Zdaniem Slowhopa: Aż 18 miejsc noclegowych dla dobrych ludzi, który pragną odkleić się od miasta, od medialnych dramatów i telewizorów. Tuż obok do odwiedzenia wspaniały, uratowany przez świetnych ludzi Pałac Gorzanów, złoża wód mineralnych, skalne grzyby i jakieś 300 innych atrakcji. Mega tolerancyjne miejsce zaprasza ludzi o otwartych głowach i sercach. PS. Olga Tokarczuk też wpada.
Góry Izerskie pracują na nową reputację miejsca, w którym dobrze czują się osoby o wyjątkowych potrzebach duchowych. Tu wlaśnie takich mamy. Izerska wioska założona przez trójkę przyjaciół i społecznych aktywistów, którzy razem tworzą Fundację Harmonii Kultury, stworzoną z myślą o tych, którzy potrzebują wyciszenia i wewnętrznej regeneracji. Są medytacje, kręgi, joga, sporo przestrzeni do rozwoju, spotkań, tańców, ćwiczeń, praktyki uważności i celebrowania ciszy. Jest też wege kuchnia w której rządzi Jarzynowa Królowa, permakulturowy ogródek oraz wegańska i wegetariańska kuchnia.
„ Jeśli ktoś szuka Raju na Ziemi, to właśnie tutaj. Naturą idzie się wręcz "opić", a przy okazji ciało i dusza tak szybko się regenerują, że nie idzie tego zrozumieć. To jest właśnie Dolina Harmonii, gdzie już po paru chwilach na polanie, siedząc w Kręgu Kamieni i patrząc w niebo - doznaje się całkowitego oczyszczenia z negatywnych emocji, jakie towarzyszą w pędzących miastach. Tutejsza woda również działa cuda, gdyż przy moich problemach skórnych, które zazwyczaj goją się tygodniami - tutaj zostaly zaleczone już raptem w dwa dni. Do tego życzliwi właściciele, bardzo pomocni i posiadający wielką wiedzę, jak w przyjazny sposób korzystać z natury, aby ta była dla nas przyjacielem. Cudowne psiaki, które chętnie oprowadzają gości po pobliskich polanach (niczym prywatni opiekunowie). O widokach, szlakach i cudownych terenach pobliskich - nawet nie wspominam, gdyż nie da się tego ująć słowami (jak również i na fotografiach). Przyjeżdżając tutaj, czujesz potęgę natury w każdym oddechu. Polecam wszystkim, jak i sam wiem, że jeszcze tam wrócę :) ”.
Zdaniem Slowhopa: Nie należy pominąć też pozostałych mieszkańców Doliny: kucyka Bennego, piesków i kotów, którzy biegają sobie wolno po dolinie. W wiosenno letnim sezonie koniecznie wpadnijcie na Perski Izerski - jarmark organizowany przez gospodarzy. W okolicy są też dwie galerie sztuki (w tym taka organizująca super warsztaty), stanina koni i sporo szlaków do przemierzenia pieszo albo pedałując (rowery są na miejscu). Zapraszamy 12+.
Tu jest jak w domu u babci albo ulubionej cioci. Zielono po horyzont, na ścianach wiszą suszone zioła, meble wystrugane w drewnie, od wejścia czuć zapach świeżo wypieczonego chleba a po łąkach hasają konie. Witamy w Bieszczadach gdzie Mariola z mężem uciekli z dzieciakami, a kiedy dzieciaki wyrosły, zostali sami z chatą zdolną pomieścić znacznie więcej niż tylko ich dwójkę. Tak powstała agroturystyka w której brzuchy karmi się wegetariańską szamką Marioli, konie czule czochra po grzywie, można wpaść na jogę, warsztaty tai chi albo masaże dźwiękiem przy użyciu gongu i mis tybetańskich i zamieszkać w jednym z 5 pokoi.
„Spontaniczny wyjazd w Bieszczady zaowocował rezerwacją pokoju w Zadnich Łukach. Szukaliśmy miejsca oddalonego od wielkomiejskiego szumu i nie zawiedliśmy się. Cisza Bieszczadzkiej łąki, strzelający ogień w kominku, przytulne wnętrza, przemili gospodarze, wyciszyły nas i zregenerowały nasze wewnętrzne akumulatory. Dodatkowo najpyszniejsze wegetariańskie śniadania i obiady zrobione ze swojskich, domowych produktów, nasyciły oczy i brzuchy. Jeśli szukacie miejsca pełnego ciszy, spokoju i pysznego jedzenia to dobrze trafiliście. My na pewno tu wrócimy :)”.
Zdaniem Slowhopa: Za rogiem Transbeskidzki szlak konny PTTK dla tych co lubią siedzieć w siodle, transgraniczna ścieżka rowerowa Moszczaniec - Kalinov dla pedałujących (weźcie swoje rowery) i czadowa bacówka w Somlniku z wielką hodowlą owiec, bryndzem owczym i oscypkami.
Gdyby ktoś nas zerwał z zimowego snu i na wpół przytomnym kazał podać sobie taki adres, gdzie zegar hamuje, pozytywna energia od progu falą zalewa, a bardzo poważne sprawy stają się mniej poważne i albo zostają za drzwiami - to byłoby to miejsce. Slowhopowe "must see", pozycja wśród szczytowych i wspaniała Marta, która zaraża energią jak nikt inny. Marta rządzi też w Jagodowej Kuchni, pichcąc według pięciu przemian, a potem zasiada z gośćmi przy wspólnym stole i z szerokim uśmiechem opowiada jak to zamieniła laptopa na patelnię. Poza tym jest ziołową czarodziejką i autorką kulinarnego bloga (którego nie polecamy czytać na głodnego). Jak w wielu slowhopowych miejscach tu też panuje szacunek dla natury i człowieka, który takie wartości szanuje.
„ Cudowne miejsce z duszą. Cisza i spokój, przępiekne widoki gór, wspaniałe wschody i zachody słońca. Dom z klimatem. Przewspaniałe posiłki ale najwspanialsze co nam się na Jagodowej Polanie przydarzyło to ludzie, których spotkaliśmy. Nasza Gospodyni - Marta cudowna, energiczna zauroczyła nas bez końca. Spędziliśmy na Jagodowej Polanie urlop marzeń. Mam nadzieję, że uda nam się tam wrócić. Szybko ;-) ”.
Zdaniem Slowhopa: 16 miejsc plus 5 dostawek plus widok na Tatry, na las i łąkę i sporo miejsca na jogowe wygibasy. Otwarte tylko późną wiosną i w lecie! I można z pieskiem.
Zooterapia na Mazurach i 36 swobodnie hasających alpak. Rzecz się dzieje na Mazurach i oprócz domowych alpak można tu spotkać dzikość: bociany, sarny, łosie, lisy i całą atlas leśnych zwierząt. Można też zmarszczyć stopy w którymś z pobliskich jezior, albo wyruszyć na krajoznawczą wycieczkę rowerową. Ale można też nie robić nic, zbijać bąki, jeść, gapić się w niebo albo w oczy alpaki. W Gościńcu mieszkają Kornelia i Christian. Kornelia jest kimś w rodzaju bogini i kiedy stawia coś na stole, to opowiada nie tylko o smaku, ale i wartościach swojego jedzenia. Dużo tu w ogóle wartości i głębi. Nas zachwycił uważny stosunek do zwierząt, jedzenia (kuchnia makrobiotyczna i gotowanie według Pięciu Przemian), ale i wiekowego domu. To ludzie subtelni, mądrzy i uważni na innych. Kornelia to żywa encyklopedia zdrowego żywienia, która nigdy, przenigdy nie włoży Wam do ust byle czego.
„ Jeśli chcesz odpocząć, to idealne miejsce dla Ciebie. Zagubiony pośród mazurskich jezior Gosciniec Bocianowo to idealne miejsce pełne ciszy, zieleni dosmaczone pyszną i zdrowa kuchnią pani Kornelii, pełną życzliwości, witamin i ciekawych smaków. Każdy znajdzie coś dla siebie, i zmęczeni miastem, i rodziny z dziećmi. Piękne i ciekawe okolice gwarantują aktywny wypoczynek a alpaki i reszta ferajny to mili towarzysze chwil w ogrodzie. Pani Kornelia i Pan Christian to dobre duchy tego miejsca. To dzięki nim spędziliśmy tam wspanialy wakacyjny czas. Polecamy serdecznie! ”.
Zdaniem Slowhopa: Przydomowy ogródek który dostarcza sporo dobra, a dla chętnych warsztaty na temat zdrowego żywienia albo oczyszczania organizmu. Bocianowo zaprasza w sezonie letnim od kwietnia do końca września.
Niesamowite, dobre miejsce dla zmęczonych dorosłych w wielkopolskiej Nekielce. 25 kilometrów od Poznania, można solidnie się wyspać, zażyć resetu, odzyskać utraconą energię i zrelaksować się w ziołowym spa podczas zabiegów naturoterapii. Są olchowe wanny i ziołowe kąpiele, są relaksacyjne masaże, aromaterapia w sosnowym lesie i jest Ela, która w prowadzenie Dom Życia wkłada całe serce. Dom zbudowano w technologii strawbale – z drewna, słomy i gliny, nie stosuje się w nim chemii, zdrowo karmi i szanuje nocną ciszę:)
„ Ela i Agnieszka to dwie niesamowite kobiety. Miejsce idealne, gdy jesteś na rozdrożu lub utknęłaś w rzeczywistości, w której nie chcesz dłużej być. Miejsce jest przepiękne i przepełnione luzem i spokojem. Brak jakichkolwiek zakazów i nakazów. Jedyną prośbą jest to, by czuć się dobrze i by zachować ciszę w późnych godzinach nocnych. To pierwsze miejsce, z którego nie chciałam wracać do domu. Dziękuję Elu, dziękuję Agnieszko, dziękuję Agato”.
Zdaniem Slowhopa: Posiłki zjada się tu przy wspólnym 4,5 metrowym stole, więc jest szansa na poznanie fajnych ludzi i śniadanie do południa. W Domu Życia mieszkają prawdziwe psie terapeutki: Pikola, Nela i Bela, więc nie zabierajcie swoich psiaków (kotki też zostają w domu).
A tutaj od mnogości kolorów i przytulności od razu nam się robi ciepło na duszy. Beskid Wyspowy i kolorowa chata z odzysku uratowana przez Ewelinę i Wojtka. Do jej rekonwalescencji użyli samych naturalnych materiałów: słomy, gliny, drewna, kamienia i sporej dawki kreatywności. Jest elewacja z potłuczonych talerzy, ręcznie malowane mandale i cała masa zdobyczy z pchlich targów, którym dali drugie, wyspowe życie. Obok domu stoi stara stodoła zwana też słonecznikiem idealna na warsztaty jogowe i rozwojowe, które przyciągają w te strony same ciekawe dusze. Przed przyjazdem spytajcie czy coś jest w planach koniecznie. Do tego krajobraz jak z pocztówki, gdzie nie spojrzeć wyspowe pagórki. Możecie zamieszkać w domu, w kempingu a nawet pod namiotem i zrobić sobie reset od łączności wśród potężnej dawki zieleni. Polecamy.
Zdaniem Slowhopa: Pyszna kawa 5 przemian i super zdrowa kuchnia prosto spod ręki Eweliny, więc koniecznie z jedzeniem. Gospodarze lubią czasem rozkręcić imprezkę w outdorze i mają dużo wyrozumiałości i cierpliwości do utytłanych w błocie dzieci. Ewelina zna się na asanach, zapytajcie, może wywinie z wami jogę w plenarze.