Są dwa typy ludzi. Pierwszy to typ Elsa, zwany też Królową Śniegu, który lubi zimę, a może nawet zimę kocha. To on zwykle pyta, czy ulepimy dziś bałwana. To typ rzadki, gatunek, można rzec, egzotyczny. Jego przeciwieństwem jest typ Ciepłolubny, który na przesadnie niskie temperatury reaguje marszczeniem czoła, a opady śniegu obserwuje z niesmakiem. Ma tendencję do zwalczania zimy na różne sposoby. Sypia przy farelce, odkłada drobne na płaszcz à la Buka albo gromadzi masę tłuszczową (zamiast mięśni). Osobniki cechujące się największą determinacją próbują usypać stożek z liści i zapaść w sen zimowy. Jak jeż.
No i tu wchodzimy my, cali na biało, bo ośnieżeni. Mamy coś, co nawet Ciepłolubnych skłoni do polubienia kalesonów i spróbowania czegoś nowego. Coś, co (z dużym prawdopodobieństwem) sprawi, że zima będzie całkiem spoko. Może nawet ją polubią.
Kilka lat temu zapodaliśmy Wam 9 pomysłów na fajny, zimowy czas na Mazurach. I wiecie co? Okazuje się, że na tym nie kończy się przygoda. Danka z Kolonii Mazurskiej wpadła do nas z kolejnymi pomysłami, my dodaliśmy swoje 3 grosze i oto przed Wami kolejne sposoby na wyciągnięcie z zimy wszystkiego, co najlepsze. Dla wielbicieli i przeciwników zimy. Dla ciepło i zimnokrwistych. Zima na Warmii i Mazurach jest dla wszystkich. Polecamy.
Z pewnych źródeł wiemy, że nic nie robi tak dobrze na zimową melancholię, jak bratanie z koniem. Danka (z Kolonii Mazurskiej) zdradziła nam, że terapię należy rozpocząć natychmiast, gdy tylko poczujecie pierwsze objawy ZMD (Zespołu Mazurskiej Deprechy), która nieleczona jeździectwem trwa aż do wiosny. A wiadomo, że zima to najlepszy czas na jazdę: nie ma much, nie ma ludzi w lesie, łatwiej wytropić ślady dzikich zwierząt. Danka poleca implementację od małej dawki, szczególnie tym, którzy dopiero zaczynają przygodę z koniem. Wtedy rumaka bierze się na krótki spacer wierzchem albo na kantarku. Smyra po grzywie (jeśli koń lubi i sobie życzy) albo karmi, czym szef pozwoli. Zaprawieni mogą rozważyć jazdę na grubo, a mianowicie zimowe rajdy długodystansowe. Wtedy jeździ się od stajni do stajni po Mazurach przez 3,4, a nawet 10 dni. Zajeżdża się do cieplutkich agroturystyk (w których często są piwniczki z winem i inne przyjemności). Macie ochotę na takie zimowe koń-party? Dajcie znać Dance albo uderzajcie do Stajni Koń na biegunach w Glaznotach. Zorganizują dla Was wyprawę, jakiej nie przeżył nikt. Możecie zabrać dzieciaki i poprosić organizatorów o dodatkowe atrakcje (bitwy zimowe, kulig albo czytanie tropów). Miastowe pacholęta mogą nie wiedzieć, jak to drzewiej bywało, kiedy śniegu było po pachy, igloo rosło na każdym zakręcie, a przemoczony zadek kombinezonu wcale nie był powodem do powrotu na kwadrat. W każdym razie – polecamy. Z koniem zawsze fajniej niż bez konia.
Gdzie takie rzeczy? 1. W Kolonii Mazurskiej mają dwa koniki (Arizonę i Pompidou) gotowe na przechadzki, pieszczoty i pierwsze kroki w siodle. Danka nie tylko gospodarzy w Kolonii, ale i bywa przewodnikiem w rajdach długodystansowych, więc gdyby Wam się marzyła taka przygoda, wiecie z kim rozmawiać. 2. W Modrym Ganku na Wzgórzach Dylewskich też przywitają Was rumaki, dokładnie sześć szczęśliwych koni. Gospodyni Modrego Ganku, pokaże Wam jak wejść w interakcję ze zwierzęciem, tak prawdziwie, powoli i z wyczuciem. Tutejsze konie żyją wolno i jak mówi Agnieszka "to sprawia, że jest 100% konia w koniu." Nie ma ściemy ani dróg na skróty, musicie najpierw nauczyć się być partnerem w relacji człowiek - koń. W Modrym Ganku nauka jazdy oraz spacery w siodle dla dzieci i dorosłych odbywają się przez cały rok. 3. Tomek z Domu w Akacjach chętnie zorganizuje dla Was przebieżkę/kłus po lasach albo naukę jazdy. W ogóle fajny tam u niego zwierzyniec, można się zresetować w objęciach kotów, psów, kur, gęsi i królików. O kuchni Tomka też piszą wierszem, więc jedźcie i jedzcie, a potem dajcie znać, jak było.
Teraz mała będzie zaskoczka. Lubicie SUP-y? My bardzo. To jeden z naszych ulubionych sportów letnich, tuż obok leżenia plackiem na pomoście (pro tip: na SUP-ie też można leżeć). To teraz wyobraźcie sobie, że zimą wcale nie trzeba chować deski do szafy. Zima to świetny czas na slow pływanko. Wystarczy trochę praktyki, przygotowania, towarzystwa i koniecznie mądrej głowy. Wybierz słoneczny, bezwietrzny dzień, koniecznie z temperaturą na plusie. Ubierz się ciepło (całkiem nieźle sprawdzają się buty na śnieg) i kieruj się zasadą „woda to lawa”, czyli wskocz na SUP-a tam, gdzie unikniesz bezpośredniego kontaktu z taflą wody. W kwestii bezpieczeństwa: wybieraj małe i znane akweny, nie odpływaj za daleko od brzegu i koniecznie zabierz ze sobą doświadczoną osobę towarzyszącą. Chyba nie musimy wspominać, że zimowy SUP jest tylko dla tych, którzy dobrze opanowali pływanie na desce latem? Jeśli jesteście już z deską ziomkami, spróbuj wybrać się na taką wycieczkę zimą. To zupełnie inne doświadczenie. Wzdrygasz się na samą myśl o kontakcie z lodowatą wodą? Spokojna Twoja rozczochrana, dla zlęknionych zimnej wody też mamy rozrywkę. Robi się to tak: demontujesz stateczniki deski, łączysz się z nią za pomocą leasha, bierzesz wiosło pod pachę i rozglądasz się za fajną górką w okolicy. Zjazdy na SUP-ie po śniegu to prawdziwa frajda, a wiosło ułatwia sterowanie. Polecamy, zachęcamy.
Miejsc z deskami na stanie jest bez liku. Podajemy adresy. 1. Spokój mi daj - tu gospodarze wiedzą, że w kupie pływa się raźniej (i bezpieczniej), szczególnie zimą. W Spokój mi daj czekają na Was aż trzy deski paddle, podawane w zestawie z: przydomowym stawem kąpielowym, piecem do pizzy, sauną, salą kominkową i rowerami. Jest nawet stół do ping-ponga. Bajlando na całego. 2. Winnica Majcz - kremówka dla ekoentuzjastów i świadomych podróżników. Iza i Rafał nie dość, że z sukcesem odnowili starą chatkę, to jeszcze dokarmiają gości plonami (i %) z własnego ogródka, ograniczają użycie plastiku, a w całym domu nie znajdziecie nawet śladu PVC. Chatka jest tylko dla dorosłych, podróżujących w pakiecie albo w czwórkę. Jezioro Majcz Wielki w zasięgu nogi, a na morskie wilki na miejscu czekają: SUP, kajak i canoe. 3. Dom w wolnym lesie - jeszcze cieplutka nowość na Slowhopie z włansym zejściem do kameralnego jeziora Szymonek. Kojące wnętrze i dwa SUP-y na stanie. 4. Sauersee - dom między lasem a lasem, uzbrojony w podręczne jezioro, SUP-a i przytule cztery kąty, w których można się zaszyć aż do wiosny. Psst, jak zagadacie z gospodarzem, to pod drzwi dostaniecie kosz warmińskich smaczków (jedliśmy, pycha!).
Biegówki na Mazurach wchodzą jak złoto, ale to już wiecie. To wyobraźcie sobie teraz, że można szusować po zamarzniętych jeziorach, drogach leśnych, puścić się w kopny śnieg i sunąć przez zawiane pola i nie trzeba do tego specjalnie przygotowanej trasy. Jak? Wystarczy, że wskoczycie stopami w narty backcountry (zwane też nartami śladowymi). W dużym skrócie narty backcountry to coś pomiędzy nartami biegowymi a skiturami. Są idealne dla tych, którzy zamiast bicia rekordów wolą rekreacyjne spacery i slow wędrówki z przerwą na herbatkę i podziwianie widoków. Mało tego, są krótsze niż biegówki, więc dużo łatwiej nad nimi zapanować, a co za tym idzie, ryzyko wylądowania na drzewie z powykręcanymi kopytami wymaga szczególnego braku talentu. Chcecie spróbować? Wpadajcie do Kolonii Mazurskiej, gdzie na gości czekają dwa zestawy takich nart.
Nie wiedzieć czemu, ogniska mają większe wzięcie latem, kiedy ciepła pod dostatkiem. Tymczasem to zimowe ognicho daje najwięcej radochy. Można ogrzać zziębnięte łapki, zadki i wszystko, co wcześniej zamarzło na kość, pić grzańca i gapić się w ogień. A wiecie, co jest lepsze? Zimowe gotowanie w terenie! Robi się to tak: rozpalacie ognisko w miejscu do tego przeznaczonym, na przykład tuż przy jeziorze. Możecie iść prostą drogą i wsadzić kiełby na kija albo tyćkę się wysilić (polecamy) i przyrządzić pstrąga! Potrzebujecie: filetów z pstrąga, przyprawy typu basic (sól, pieprz), a na wypasie jeszcze cytryny. Rybę przyprawiamy, przybijamy gwoździami (albo drewnianymi kołkami) do wcześniej przygotowanych desek i stawiamy blisko ognia. Nawet się nie obejrzycie, a będziecie szamać taką rybę, że gwiazdy Michelin mogą się schować. Druga opcja to kociołek, który wymaga już większej gimnastyki (przygotowania i czasu przyrządzania), więc możecie poprosić o pomoc gospodarzy agroturystyki, w której się zatrzymacie. W oczekiwaniu na szamkę jakiś rozgrzewający napój i miłe rozmowy ze współtowarzyszami – wejdą jak złoto.
Gdzie takie rzeczy? 1. W Siedlisku Ptasie Trele rozpalicie ogień w dwóch przeznaczonych do tego miejscach, tuż przy stodole albo nad stawem. Po szamce można wskoczyć do balii i wygrzać sadełko w saunie 2. W Czarnej Stodole mają miejsce na ognicho na wzniesieniu. Takie z ławeczkami i wydzielonym miejscem na ogień, do tego widok bomba. Jeszcze większe piski zachwytu wydacie, kiedy zobaczycie panoramiczne okno w sypialni. Takiej plazmy nie ma w żadnym markecie, a ta mazurska nawet nie potrzebuje zasilania. Będzie ciężko, oj, ciężko wyjść spod kołderki. 3. W Chrosiówce wiedzą, że gotowane na ogniu zawsze smakuje lepiej. Możecie zamieszkać w Agroturystyce, albo wynająć Chatę z niebieskimi drzwiami na wyłączność. W każdym razie Gospodarze będą w pobliżu, podpowiedzą, co wrzucić na ruszt, a może nawet poratują kociołkiem. 4. Łap Las - Coś dla większych rodzin albo ekip. Domek nad jeziorem Isąg, do którego (uwaga!) można dojechać nawet PKS-em. Noł car, noł problem. Spakujcie pieska w teczkę, bo teren jest ogrodzony. Prawilne miejsce na ognicho pod nosem: są ławeczki, wiszący ruszt i blisko do domu, gdyby Wam czegoś zabrakło, można podreptać. 5. Blue Lakehouse, 50 m od jeziora - nad takim ognichem aż miło zawiesić kija. Ogrodzone kamieniami, z opcją grillowania i widokiem na jezioro Janowskie. Do tego prywatny pomost, sauna z widokiem i salon z kominkiem. Wszystko w zasięgu rzutu kapciem.
Było o morsowaniu w tym zestawieniu o zimie na Warmii i Mazurach, to teraz zmieniamy kierunek. A w zasadzie – temperaturę. Wiemy, że nie każdy ma takie ambicje, by pchać się do lodowatej wody, kiedy na zewnątrz pizga złem. My to szanujemy. Na szczęście zimą na Mazurach nie brakuje ani lodowatych jezior, ani beczek z podgrzewaną wodą. Może i morsowanie wzmacnia ogólną odporność organizmu, ale naszym zdaniem wymaczanie w ciepłej wodzie wzmacnia jeszcze odporność psychiczną, a to liczy się podwójnie. Szczególnie, kiedy dodacie do wody lecznicze zioła albo aromaty (za zgodą), a balia bąbelkuje (:O). Trzeba tylko zanurzyć sadełko w balii po szyję, wciągnąć na głowę zimową czapkę i zima od razu robi się znośniejsza. Gdzie takie rzeczy? 1. Kosowisko - wiejski dom wypoczynkowy - stare domiszcze, które w końcu dostało swoją szansę. Balia w ogrodzie ma funkcję bąbelkowania i stoi w miłym towarzystwie sauny. I nasz hit – tu śniadania i obiadokolacje są w cenie pobytu. 2. Dolina Symsarny - tutejsza balia serwuje bąbelki i widok na jezioro Luterskie, więc przyjemność, drodzy Państwo, jest lotów najwyższych. Domek jest do wzięcia na wyłączność (zmieści się Was ósemka), a jak się ładnie uśmiechniecie (i wcześniej poprosicie), to Gospodarze dostarczą Wam chleb własnego wyrobu pod drzwi. 3. Dzika Sosna – a tu robi się to tak: pakujecie pacholęta, ekipę i zgarniacie dwa przytulone do siebie domki Dzikich Sosen (każdy dla sześciu osób). Do jeziora niespełna kilometr, a bąbelkująca balia pod samym nosem.
Wiecie, że wśród slowhopowych gospodarzy jest cała masa zdolnych przewodników, którzy znają miejsca i adresy, których próżno szukać na mapach? Jeśli lubicie historię i drzemie w Was mały odkrywca, zapytajcie gospodarzy, u których się zatrzymacie, o nietypowe atrakcje w okolicy. Większość z nich to prawdziwi lokalsi z ogromną wiedzą na temat tamtejszych terenów. Czego możecie się spodziewać? Pozostałości bunkrów albo dawnych zabudowań. Ale uprzedzamy: musicie być bardzo ostrożni, bo można na przykład wpaść do jednej z głębokich piwnic ukrytych pod śniegiem (patrz: piwnice w Orzechowie po wysiedlonej wiosce). Najlepiej weźcie ze sobą przewodnika. Są dwie opcje - albo namawiacie Gospodarza, który zimą jest zwykle mniej zajęty, albo prosicie go o namiary na odpowiednią osobę. Jest jeszcze opcja numer 3 – tzw. “pewniak”. Jedziecie do Danki z Kolonii Mazurskiej i prosicie o wycieczkę. Danka to prawdziwa skarbnica wiedzy o Mazurach. W przypływie wolnego czasu chętnie weźmie Was na eksplorację Mazur albo wskaże miejsca, do których warto się udać. Polecamy jednak opcję z Danką, bo fajnie opowiada :)