To zestawienie jest ukłonem w stronę tych, którym spanie w fajnym miejscu nie wystarcza. Nie wystarcza też jedzenie na pięć gwiazdek, sielskie otoczenie, hamak w ogrodzie. Nawet oglądanie saren przez panoramiczne okno czy skakanie na bombę do jeziora - też nie wystarcza. Bo chciałoby się jeszcze doświadczyć czegoś innego, nietypowego, świeżego. My rozumiemy. W końcu jesteśmy od turystyki doświadczeń. Znamy tę potrzebę od podszewki. Więc serwujemy Wam zestaw pełen uniesień: na końskim grzbiecie i w psim zaprzęgu, na szczycie góry i pod karkonoskim wodospadem, pośród biebrzańskich bagien i skał Jury. Gotowi na coś nowego?
Słyszeliście o bosych spacerach po Puszczy Białowieskiej? Odkąd nam się to obiło o uszy, zaczęliśmy szukać autora tego pomysłu. Tak trafiliśmy na dr Katarzynę Simonienko i zachwyciliśmy się jak dwunastolatek na widok zestawu Maty. Pani doktor jest psychiatrą, licencjonowanym przewodnikiem Białowieskiego Parku Narodowego oraz certyfikowanym przewodnikiem kąpieli leśnych Forest Therapy Institute. Połączenie dwóch pasji i podparcie badaniami naukowymi sprawia, że dr Simonienko przekonuje nieprzekonanych i ucisza wewnętrznego sceptyka kryjącego się w wielu z nas, szemrzącego pod nosem “a co tu można powiedzieć nowego o spacerach po lesie”. Otóż można. Tutaj mamy drobny wycinek z argumentów dla wewnętrznego sceptyka: wystarczy wdychać leśne powietrze pełne olejków eterycznych z drzew, żeby w organizmie znacząco wzrosła liczba i aktywność komórek natural killers, czyli tych chroniących nas przed wirusami i nowotworami. Pobyt w lesie obniża też poziom hormonów stresu, redukuje poczucie niepokoju i gniewu, wydłuża sen i poprawia jego jakość. Ta lista jest bardzo długa. Pani doktor prowadzi terapie lasem, wykłady tematyczne i zabiera na kąpiele leśne. Nas najbardziej porwała idea bosych spacerów, które odbywają się na terenie Rezerwatu Ścisłego Puszczy Białowieskiej. Co to znaczy? Że pod nogami nie znajdziecie śmieci, szkła ani innych niepożądanych śladów ludzkiej bytności. Będziecie mogli natomiast wejść na nowy poziom bliskości z lasem i dzięki pani Kasi nauczyć się nowego sposobu na bycie w naturze. Wystarczy plecak na buty i trochę wody do obmycia stóp po spacerze, otwarta głowa i kilka godzin wolnego czasu. Po więcej informacji klikajcie tutaj.
Zdaniem Slowhopa: Na naszej liście “co będę robić, gdy następnym razem będę w okolicach Białegostoku" spacer z dr Simonienko znajduje się pod numerem jeden z wykrzyknikiem.
O Biebrzańskiej Wiedźmie pisaliśmy już przy okazji tego zestawienia z nietypowymi aktywnościami dla dzieciaków, więc tędy klik kto z pacholętami, bo tutaj zostają dorośli. Co robią dorośli nad Biebrzą? Próbują nie utonąć w bagnie. Słyszeliśmy, że to doświadczenie zmienia człowieka na zawsze. Biebrzańska Wiedźma zabierze Was na taką wycieczkę, po której zostaniecie najlepszymi kumplami z komarami, muchami, kijankami i wszystkimi żyjątkami zamieszkującymi Biebrzańską krainę. Więc aktywność raczej dla odważnych, albo tych, którzy lubią mierzyć się ze swoimi demonami. Ostrzegamy: tu nikt nie będzie chuchał Wam na bąble, kiedy komary urządzą sobie na Was ucztę życia. Jeśli czytacie dalej to prawdopodobnie jesteście na tyle odważni, by przedrzeć się przez Biebrzę. Opcje są dwie. Pierwsza z nich to minimum 5-godzinna wyprawa przez leśne drogi i bezlitosne bagna. Łącznie 13-kilometrowa wędrówka z gwarancją czołgania, przedzierania się i kąpieli w błotku po uszy. Wymagania: minimum kondycji, dużo odwagi i samozaparcia. Być może kalosze i wodery, ale i tak większość wraca w skarpetach... Opcja numer dwa to ekstremalna wyprawa do Twierdzy Carskiej. W programie forteczna budowla, fosy, stara prochownia i wyciągające Bagno z jego współlokatorką rosiczką. W obu przypadkach - bierzcie ciuchy na zmianę, bo będą Wam potrzebne. To jeszcze nie koniec talentów Biebrzańskiej Wiedźmy. Agnieszka pokaże Wam naturę w całej okazałości, nauczy rozpoznawać zwierzęta po ich odchodach, zabierze na wyprawę w poszukiwaniu łosia, zrobi ziołowy wykład i pokaże najbardziej czadowe miejscówki do podglądania ptaszków.
Zdaniem Slowhopa: Nad Biebrzą rozważcie spanie w przepięknych kontenerach Into The Las. Dwa domki z widokiem na łąki, balią w lesie i sporą dawką dobrego smaku we wnętrzach. Jeśli wolicie dom gościnny, to zapraszamy do Zagrody Kuwasy, a jeśli kochacie ptaki, to rekomendujemy nocleg u ptasich ekspertów My Biebrza. Wodery zostawiamy za drzwiami.
O Republice Ściborskiej krążą już legendy. Całkiem możliwe, że przeglądając Slowhopa natknęliście się już na wzmiankę o położonej na północy enklawie puszczańskiego życia. A jeśli pierwszy raz słyszycie (czytacie) to podajemy w telegraficznym skrócie o co chodzi: las, czyste powietrze i gleba, zero chemii i plastiku, z rzadka widoczne znaki cywilizacji, prawdziwe chaty traperskie bez łazienek i ogrzewania. A to, o czym powiemy Wam dziś to opcja dla tych, którzy kochają zimę; przygoda dla ludzi spragnionych wrażeń i bardzo bliskiego kontaktu z naturą. Święto Zimowych Ludzi.
Wygląda to tak: przez 4 dni na terenie Republiki Ściborskiej odbywają się przeróżne zajęcia. Stwierdzamy bez cienia wątpliwości, że program jest najbardziej oryginalnym i pełnym zaskoczeń planem wyjazdu jaki widzieliśmy w tym roku. Uczestnicy będą na przykład brać udział w zajęciach integracyjnych z psami zaprzęgowymi, a także warsztatach konstruowania zimowego schronienia. Zobaczą też jak wyglądało fotografowanie w czasach Amundsena - pierwszego zdobywcy bieguna południowego (ponad stuletni aparat!). Wieczorami będą słuchać baśni i legend ludów Syberii, Grenlandii i Alaski, przy ognisku i kubku mongolskiej herbaty albo relacji zimowych podróżników z Laponii. Na koniec każdego dnia - porządne grzanie w ruskiej bani na sposób uralski, czyli z dodatkiem ziół.
A jakie warunki pobytu? Zimowo-traperskie. Spanie we własnym namiocie, w tipi lub chacie traperskiej. Drewno na opał i posiłki wege w cenie (głodni nie będziecie - nawet 5 posiłków dziennie). Prysznic - polowy. Dostęp do gorącej wody z kuchni polowej. Jednym słowem: przygoda!
Zdaniem Slowhopa: Najbliższy Biegun Zimna odbędzie się 13-16 stycznia 2022 roku. Po więcej informacji i zapisy klikajcie tutaj.
Jesteśmy w Kansas, Dorotko! Tu leci Johny Cash, w modzie są koszule w kratę i nie trzeba jechać szczególnie daleko, wystarczy w Świętokrzyskie, a dokładniej do Rancza Rosochacz na Slowhopie. Kowboi jest dwóch, Marcin i Kuba. Mają koszule, buty z ostrogami, na grzbiecie zwiedzili pół świata, a teraz zamieszkują polską ziemię i urządzają dłuższe i krótsze, konne rajdy po Jurze Krakowsko- Częstochowskiej. Zabiorą Was w niedostępne dla piechurów części Jury i pokażą świat z perspektywy siodła. Na grzbiecie przemierzycie północno-zachodnie rubieże Wyżyny, tereny przecinane nierzadko przez mniejsze i większe cieki wodne (w okolicy znajdują się źródła rzeki Warty), niekończące się pola, łąki i lasy. Wpadniecie nad zbiornik wodny w Poraju, na kawę i pizzę do uzdrowiskowej miejscowości Żarki-Letnisko oraz na tor przeszkód terenowych w Gniazdowie. Dotychczas niewiele mieliście z końmi wspólnego? Nic się nie bójcie, bo chłopaki to prawdziwi fachowcy, w dodatku z tytułem instruktorów - Przodowników Górskiej Turystyki Jeździeckiej II stopnia w stylu western. A co ze spaniem? Otóż w kwestii spania macie ogrom możliwości. Możecie zamieszkać w domkach na Ranczo Rosochacz albo tych na farmie Nasza Farma Rosochacz. Z dodatkowych przyjemności saloon, balia, sauna i piękny widok na konie. I pamiętajcie: Life is better on a horseback.
Zdaniem Slowhopa: Przed przyjazdem pogadajcie z Marciem i Kubą o rajdzie- opowiedzą Wam o opcjach i planowanych wydarzeniach.
Mamy ogromny sentyment do starych szkół, a tych jest najwięcej na Warmii i Mazurach. Ale to nie to doświadczenie chcemy Wam dziś polecić. W tej akurat starej szkole, na Wzgórzach Dylewskich doświadczenie obejmuje jedne z najlepszych towarzyskich śniadań po tej stronie Warmii i Mazur, ale i coś, na co byście nie wpadli. Wszystko przez gospodarza. Jacek jest jednym z niewielu Polaków, którzy ukończyli 10 długich biegów narciarskich, uzyskując tytuł Worldloppet Master. Jego pasja do narciarstwa biegowego odżyła po przeprowadzce na Mazury i to tu, na Wzgórzach Dylewskich organizuje zawody i biegi. Śnieg na Wzgórzach utrzymuje się dłużej niż normalnie z uwagi na niższą temperaturę. Byliśmy, sprawdzaliśmy - jeździ się fantastycznie. A na wyposażeniu Szkoły jest narciarnia z mnóstwem nart biegowych i butów, więc można po prostu spróbować. Czajcie się na śnieg i jedźcie.
Zdaniem Slowhopa: Śniadania w cenie spania, a za więcej jedzonka trzeba dopłacić (warto!). Piękne wnętrza i perełki vintage- pasjonaci designu, docenicie to miejsce.
Przesieka w Karkonoszach. Jedyne miejsce w Polsce, gdzie sezon na bikini trwa cały rok. Po pierwsze to właśnie tutaj ma swój dom Wim Hof - najsłynniejszy mors świata (znany szerzej jako Iceman), po drugie Wodospad Podgórnej to jedyny wodospad w Polsce, w którym można się kąpać. Temperatura wody nawet w upalne, letnie dni, rzadko przekracza 5 stopni, a nawet jak przekracza to umówmy się: nadal jest zimno w cholerę. Za sprawą Icemana do Przesieki ściągają fani morsowania z całego świata, gotowi bratać się z zimnem przy zastosowaniu specjalnej sekwencji oddechów, stworzonych przez samego mistrza. Miejsce noclegowe znajdziecie rzecz jasna na Slowhopie i jest to Posiadłość Basen Przesieka. Miejsce stworzyła Aneta, zawodowo psi szeptun i właścicielka jednego z najlepszych psich hoteli w Polsce. Postaraliśmy się wyraźnie napisać w profilu czym Posiadłość jest, a czym nie jest, więc przed podjęciem decyzji przeczytajcie profil. Rekomendujemy czytanie naszych profili, bo zapisujemy tam wszystko, co może być dla Was istotne. Wracając do meritum: do Wodospadu Podgórnej jest stąd 15 minut spacerkiem, a do prywatnego “oka morska” czyli naturalnego, zbudowanego z kamieni zbiornika, zasilanego wodą z potoku, można nawet w laczkach. Po bokach Karpacz i Szklarska Poręba, więc w przerwach od zimnych kąpieli, (już nie w bikini) można poszusować na stokach albo śmignąć na biegówki do Jakuszyc.
Zdaniem Slowhopa: Goście informują, że optymalnie w Posiadłości czas spędzicie w 7 osób w konfiguracji 2 pary plus 3 singli, ewentualnie w 6 osób w układzie 1 para, 5 singli. Zabierzcie kąpielówki, psa i ciepłe czapki. Spanko w stuletnim, poniemieckim domu. W Przesiece organizowane są cykliczne wydarzenia Morświnkowe, więc jeśli szukacie kompanów do lodowatych kąpieli obserwujcie nasze wydarzenia.
Znamy co najmniej kilka dobrych sposobów na podniesienie poziomu endorfiny: czekolada, spacer po lesie i spotkanie z koniem. Zakładamy, że punkt pierwszy i drugi macie ogarnięty, więc teraz zachęcimy Was do trzeciego w opcji na dziko. Rzecz dzieje się u Marii, Krystiana i ich stadka wolno hasających koni, które traktowane są w Chutorze Dzikie Łąki tak jak powinny być traktowane wszystkie zwierzaki - z miłością i poszanowaniem ich prawa do szczęścia. Wszystkie zajęcia, rajdy i spotkania organizowane są tak, by zadowoleni byli nie tylko goście, ale i konie. Taki jest też chillowy rajd traperski (maksymalnie dla 5 osób), którego plan przedstawia się następująco: start w piątkowe popołudnie - wstępne szkolenie, zapoznanie z końmi i kolacja. W sobotę kopytkowanie przez łąki i lasy, popas nad jeziorem (może na wyspie?), a wieczorem meta w zaprzyjaźnionym gospodarstwie. Uczestnicy rajdu wspólnie przyrządzają na ogniu obiadokolacje i śniadania, w miarę możliwości z wykorzystaniem lokalnych produktów wiezionych przez Marię. Wieczorem można morsować/kąpać się w przepływającej nieopodal rzeczce. Śpi się w indiańskim tipi na pastwisku, w śpiworach. W niedzielę po śniadaniu droga powrotna do Chutoru (inną trasą niż piątkowa), a po powrocie ciepły poczęstunek w Chutorze. Cały weekend bliziutko natury i cudownych zwierząt. No i końska dawka przygody.
Uwaga! To rajd w trybie 100% natury, czyli: jedzenie wege, mycie w rzece lub wodzie podgrzanej na ogniu, nie ma gdzie ładować telefonu. I oba noclegi są w indiańskim tipi. Żeby nie było, że nie mówiliśmy.
Zdaniem Slowhopa: Chutor Dzikie Łąki to NIE jest miejsce tylko dla stałych bywalców siodła. Polecamy je miłośnikom zwierząt w ogóle, a już najbardziej tym, którzy zawsze chcieli się zakumplować z koniem, ale nie mieli okazji. Rajdy (traperskie i inne) organizowane są w Chutorze przez cały rok - można się zgłosić do Marii i ustalić termin.
Naszym zdaniem joga to zawsze dobry pomysł, a jeśli jest na samym czubku Stogu Izerskiego, to jest to pomysł na miarę Slowhopa. Mamy tu miejscówkę na wysokości 1060m n.p.m., którą muszą odwiedzić nie tylko miłośnicy asan, ale też spacerowicze rekreacyjni i długodystansowi, bo stąd można ruszyć do izerskich schronisk. Tych samych, w których zjada się mega wielkie naleśniki z czekoladą. Zapamiętajcie więc ten adres noclegowy: apartamenty Ski&Sun, górna stacja gondoli w Świeradowie Zdroju. Genialny taras z panoramą Gór Izerskich w tle, na którym w ciepłe i bezwietrzne dni prowadzone są zajęcia. Śmiemy twierdzić, że jest to najlepszy widok w Polsce, jaki można sobie zaserwować podczas praktyki. Mają tam cały niezbędny sprzęt: są klocki, maty, wałki i kocyki, więc nie trzeba targać niczego ze sobą. Na miesiąc w przód planowany jest kalendarz bezpłatnej jogi dla gości apartamentów (zwykle są to sobotnie poranki). Ćwiczenia odbywają się w specjalnie przygotowanej sali na antresoli z przeszklonym oknem i widokiem na góry. Przewodniczką w praktyce jest Dominika, która kończyła szkołę w Indiach i była instruktorką na Bali, w UK, w Peru i we Włoszech, a teraz uczy asan w Izerach. Na jodze jednak przygoda się nie kończy, bo w Apartamentach Ski&Sun jest też pyszne jedzenie, znakomita selekcja win, sauna z widokiem i nielimitowany dostęp do kolejki gondolowej Ski&Sun Świeradów-Zdrój (narciarze szlifujcie płozy).
Zdaniem Slowhopa: Jeśli lubicie się socjalizować, koniecznie śledźcie wydarzenia organizowane przez Apartamenty Ski&Sun. Bywają jogi przy pełni księżyca (najbliższa Full Moon Joga 27 -29 listopada) i wydarzenia jogowo-nartowe. No i zawsze polecamy wpadać na samodzielną praktykę - z takim widokiem można nie wychodzić z pozycji godzinami.
Były takie piękne czasy, kiedy zimą śnieg padał jak szalony i blokował dojazd do szkoły. Pamiętamy! Tak samo jak kuligi wieczorową porą, kiedy śnieg skrzypiał pod stopami, światła latarni odbijały się od dominującej bieli, a naszym jedynym zmartwieniem było żeby nie wpaść pod koła malucha, kiedy tatuś zahamuje. To se nevrati. Na zmiany klimatu i prawa rodzinnego na szybko nic nie poradzimy, na szczęście są jeszcze rejony w Polsce, w których zimą prószy bardziej, a śnieg trzyma się dłużej. Obserwujcie prognozy i kiedy tylko zima wejdzie na salony jedźcie w Świętokrzyskie. W Chacie Podróżnika zaserwują Wam piękną podróż do czasów dzieciństwa, tylko taką podkręconą. Należy wziąć rękawiczki i ciepłe kalesony, bo będzie grany kulig przez Świętokrzyski Park Narodowy. I to nie z użyciem fiata 126p. Nic się nie bójcie, wszystko odbywa się prawilnie, konie dogadane z gospodarzem, a gospodarz z parkiem. Zwizualizujcie sobie ten obrazek: konny zaprzęg, sanie z pochodniami, z kopyta kulig rwie, a potem ognisko z grzanym winem i swojskimi kiełbaskami. W tej całej wyprawie jest jeszcze bonus pod postacią ultraciekawego Gospodarza- podróżnika, który swoimi opowieściami mógłby obdzielić dziesiątki ludzi (czytajcie profil Chaty Podróżnika na Slowhopie). Co ważne- na punkcie gotowania ma podobnego hopla, co na punkcie podróżowania, więc zjecie pysznie, zdrowo i różnorodnie, bo Jacek zna przepisy z całego świata (achtung: dokładki są gratis). I w żadnym razie nie zapomnijcie odwiedzić “piwnicy”. Znajdzie tam ukryty salon podróżniczy z barem i piwnicą pełną wina (200 butelek!).
Zdaniem Slowhopa: Miejsce inspirujące do dalszych podróży, do którego zawsze chce się wracać. Jacek zbiera laurki za pyszną kuchnię, niezwykłe opowieści i domową atmosferę, którą tworzy razem z wiernym psem Luckym. Przed przyjazdem koniecznie zagadajcie do niego w sprawie kuligu. Dom pomieści max 12 osób w czterech pokojach. Tutaj bez zwierzaków i z dziećmi od lat 10.