Jesteś po trzydziestce? Czas poznać te miejsca!

czyli coś na dolegliwości człowieka dorosłego

  

 

Jeśli wylądowaliście na tej stronie, to prawdopodobnie znacie ten uczuć, kiedy zaczyna łupać w krzyżu. Zupełnie bez powodu. Albo ten kiedy porzucacie ambicje stylowego wyglądu, na rzecz rajstop po pachy, bo żadna okazja nie jest warta zapalenia pęcherza. Albo ten kiedy kac pojawia się po dwóch piwach i coraz częściej myślicie o tym, by piątkowy melanż z przyjaciółmi przełożyć na obiad w południe.

Czy na pytanie o Wasz wiek zaczynacie liczyć w myślach i jesteście pewne/i, że popełniliście błąd w rachunku? Jeśli właśnie potakująco machacie głową: gratulujemy! To znaczy, że jesteście po trzydziestce! Nie ma co się smucić, ponoć wtedy zaczyna się życie.

Pomyśleliśmy, że podzielimy się z Wami naszymi sposobami na regeneracje. I miejscami, które działają jak lifting twarzy, likwidują głębokie cienie i drobne zmarszczki. Naprawiają rozstrój żołądka, leczą kaca, bezsenność i działają jak okład na wszelkie niedogodności wieku przedśredniego.


WODA, WODA ZDROWIA DODA

Kiedy usłyszeliśmy o słynnej wodzie z Wysowej, spakowaliśmy malucha i tyle nas widzieli. Teraz się śmiejecie? Radzimy zapisać ten adres w notatniku, bo jeszcze Wam się przyda. Wiecie, że w tamtejszym uzdrowisku mają butelkowaną wodę nazwaną pięknym imieniem “Franciszek”, która słynie z łagodzenia objawów kaca? Mówiliśmy, że się przyda. Leczniczych wód jest znacznie więcej, od razu uprzedzamy, że nie pachną najlepiej, ale to trochę jak z lekarstwami: nie muszą smakować, ważne żeby działały.

W Wysowej oprócz opijania się prozdrowotną wodą można skorzystać z zabiegów leczniczych i upiększających w uzdrowisku działającym od 1882 roku (więcej info tutaj). Tu masaż, tam maseczka, pełen serwis. I jeszcze jedno. Pamiętacie te ogniste historie Waszych cioć i babć przywiezione z pobytu w uzdrowisku albo w sanatorium, których się słuchało z wypiekami, kitrając się za drzwiami? No właśnie. Ponoć te stare, ale jare miejsca spotkań nadal mocą przebijają Tindera. Tak słyszeliśmy. 

Stary Dom Zdrojowy

 

Powodów, dla których warto wbić do Wysowej na regenerację, jest znacznie więcej. Na przykład ten: Stary Dom Zdrojowy słynie z pieszczenia ślinianek. Wystarczy czasem zajrzeć na ich Instagramy i głód gotowy. Co tam się odjaniepawla, ludzie złoci. Placki z rydzami, knedle z kurkami, cepeliny, podpłomyki, rogaliki i cała masa dobroci zamknięta w słoikach, które można zakupić i sobie później w domu ceremonialnie kosztować. Słowem, żadnego stania przy garach, żadnego rozwolnienia od żarcia z dowozem. Tutaj zjecie dobrze, zdrowo i poprosicie o dokładkę (albo o adopcję). A jeśli macie w duszy grzyba, to polecamy wpaść jesienią na Święto Rydza.

Zdaniem Slowhopa: Stary Dom Zdrojowy ugości Was pięknie i nakarmi po uszy. Tylko 6 pokoi dla łącznie 12 osób. Chillerka, bez ścisku. Więcej o Starym Domu Zdrojowym poczytacie w zestawieniu o jedzeniu o tutaj

WsiaMać

 

Wiemy, że są wśród Was tacy, którzy kręcą nosem na nowoczesne wnętrza i regularne bryły. Tutaj nie będzie kręcenia, bo w tej podkarpackiej chacie czuć ducha dawnych lat. Przeniesiona w te strony traktorem (nie żartujemy), dostała drugą szansę od Moniki i Piotrka. Fani literatury i historii pewnie ucieszą się na wieść o tym, że WsiaMać leży tuż obok Zamku Kamieniec, znanego z “Zemsty” Fredry. Opcji na regenerację jest kilka. Można położyć się na ogrodowym leżaku i czekać aż dolegliwości same odejdą albo jechać jeszcze kawałek na południe, do dwóch uzdrowiskowych miejscowości: Rymanowej-Zdroju i Iwonicza-Zdroju. Ciekawostka: panuje tu klimat górsko- (ze względu na położenie) morski (ze względu na wysoką zawartość jodu w powietrzu). W każdej z tych dwóch mieścin można kosztować prozdrowotnych wód, a w Iwoniczu dodatkowo wpaść do SPA na zabiegi. To jak sprawę zdrowia mamy załatwioną, możemy chyba wspomnieć, że w okolicy znajduje się cała masa winnic? Do najbliższej jest stąd mniej niż 2 km, więc zalecamy spacerkiem. Dla miłośników słodyczy: w pobliskiej Korczynie działa pijalnia czekolady (jakieś 20 minut pedałowania). Pycha.

Zdaniem Slowhopa:  Na miejscu są trzy rowery, z których można śmiało korzystać. Na początku września w Krośnie odbywają się znane w całej Polsce Międzynarodowe Górskie Zawody Balonowe – balony widać z ogródka.

TĘŻYZNA NIEFIZYCZNA

Powiedzmy to sobie otwarcie: oddychanie zimą w Polsce to sport ekstremalny. Wiecie, że smog zabija rocznie więcej istnień niż fajki? Smutna prawda jest taka, że zimą Wasze płuca przypominają kotłownię w szczycie sezonu, nawet jeśli nie palicie. W związku z tym mamy dla Was i waszych płuc dwie rady. Pierwsza: zmieńcie otoczenie. Szukajcie miejsc z dala od cywilizacji, za to blisko przyrody. Jedną z ważniejszych zalet prawdziwego zadupia, w którym w sobotę chodzi się do lasu, a nie do Lidla, jest czyste powietrze. Powiecie mało, ciągle mało. I tu wchodzą tężnie solankowe całe na biało, które działają jak wielkie filtry powietrza. Zalet jest cała masa: pomagają regulować pracę układu oddechowego i wspomagają leczenie zatok. Na Slowhopie mamy dwa miejsca, w których dostaniecie własną tężnię i możecie się filtrować ile chcecie: Promową 17 i Gęsi Zakręt. Profity? Relaks i same korzyści dla zdrowotności.

Gęsi Zakręt

 

Dom gościnny w Bieszczadach stworzony przez Anię i Pawła. Gdybyśmy mieli podać Wam adres, gdzie doświadczycie prawdziwego slow, to byłoby to miejsce. Tężnia to tylko miły dodatek do całości, bo największą moc mają tu supergościnni gospodarze, bieszczadzka okolica i pyszne jedzenie przygotowywane przez gospodynię. Na wyprawy górskie zakończone relaksem w saunie i tężni, na psie zaprzęgi, a nawet na spotkanie z niedźwiedziem. To tutaj.

Zdaniem Slowhopa: Fajna weranda i część wspólna w domu, które działają przyciągająco, służą integracji gości i niekończącym się posiadówkom. Lubimy to.

Promowa 17

 

Dwa domki z widokiem na Narew, wyjściowy taras, kominek, i tak można żyć. Polecamy szczególnie tym, którzy cenią sobie święty spokój albo akurat planują romantyczną niespodziankę. Golden hour, widok na rzekę, ogień w kominku i coś bąbelkowego w kieliszku – no ciężko o lepszy scenariusz.

Zdaniem Slowhopa:  Domki wynajmowane są w pakiecie, to znaczy, że gdy wynajmiecie tylko jeden z nich (dla 2 osób), drugi będzie stał pusty. To wszystko nieco ponad godzinkę od Warszawy. 

 

NO KIDS NO CRY

Lubicie tupot małych stópek? My też nie. No dobra, trochę przesadzamy, ale kiedy już udajemy się na upragniony urlop, odespać nadgodziny, dedlajny i remont u sąsiada, to każda, najmniejsza nawet dźwiękowa niedogodność może pokrzyżować plany. Dzieci na wakacjach są spoko, pod warunkiem, że są u babci. Macie ochotę podrzemać do późna, wypić ciepłą kawkę i odpowiadać tylko na pytania ze zdaniami złożonymi, zadanymi przez dorosłych osobników? Wybierajcie miejscówki, do których dzieci mają zakaz wstępu. No już, nie oburzajcie się, każdy czasem potrzebuje odpoczynku. Najlepszy rodzic to ten wypoczęty. I najedzony. I po kawie. Na Slowhopie nie brakuje miejscówek, które zdecydowały się zadbać o dorosłych. O kilku z nich pisaliśmy tutaj

G&D Agroturystyka

 

Wystarczy zaopatrzyć się w kawę, poczytać opinie gości i już wiadomo, o co chodzi. Prawdziwe slow miejsce, tuż przy granicy ze Słowacją, w którym nie obudzi Was dźwięk płaczącego dziecka. Powietrze tak piorunująco czyste, że naprawdę trudno nie zapaść w niedźwiedzi sen. Polecamy jednak nie, bo szkoda by było nie skosztować pustych szlaków za drzwiami i pysznej, włoskiej kawy siorbanej w akompaniamencie strumyka. Nas zachwyciło jeszcze podejście gospodarzy do ekologii. Tu energię dostarczają panele słoneczne, warzywka są z ogródka, a za grzanie odpowiada kominek na pelet i pompa ciepła. PS Wyjątkowo przyjazny futrzak Fredo chętnie przyjmie głaski. A nie ma to jak zwierzoterapia, wiadomo. 

Zdaniem Slowhopa:   47 opinii od zadowolonych gości mówi samo przez się. Cztery pokoje dla maksymalnie 8 osób. Wstęp od lat 14. Pytajcie o możliwość zamówienia dodatkowej szamki. 

Manichatki - Norka

 

O Manichatkach pisaliśmy już przy okazji tego kontentu z najlepszymi widokami, więc już wiadomo, że tu będzie wzdychane do górskiej panoramy. Manichatki to w istocie dom gospodarzy oraz dwa domki dla gości, do których całkiem niedawno dołączyła norka – dwuosobowa chatka wkomponowana w naturę. Przeszklona ściana funduje widoki na Beskid Niski z każdego zakątka domu (no z wyjątkiem łazienki). Można oglądać wschód z sypialni, patrzeć na górską panoramę, ogarniając śniadanie w kuchni i podglądać golden hour, grzejąc nogi przy kominku. W międzyczasie, wiadomo, że spacer w góry. W 1,5 h będziecie na Białej Skale, a w 3 h zdobędziecie Lackową.

Zdaniem Slowhopa:  Super miejsce na romantyczny wypad we dwoje. Podejrzyjcie też pozostałe domki Manichatek: Chatka Mani, Chatka Mani Sowy.

NIE MA FAL

Najpierw należy rozpoznać znaki: drętwienie/blokada kciuka, problem z widzeniem na odległość i najgorsze: telefon, który coraz częściej spada na głowę. Limo pod okiem z powodu smartfona to już prawdziwy wstyd. Czy telefon to pierwsze, po co sięgacie po przebudzeniu? Tak sądziliśmy. No więc najwyższy czas na detoks. Uprzedzamy, łatwo nie będzie, ale korzyści są współmierne do poświęceń. Wystarczy wybrać miejsce, w którym zasięg niedomaga, a na pytania o wifi każdy reaguje zniesmaczeniem. Gwarantujemy, że szybko znudzi Wam się bieganie za podłączeniem. Szkoda czasu, kiedy zamiast wściubiać nos w telefon, można robić wiele lepszych rzeczy. Niżej podajemy dwa cukierki, po więcej miejsc zaglądajcie do katalogu i tego zestawenia z miejscami bez gms i wifi. 

Osada pod Lipą

 

Po pierwsze – Pomorze. Czy można się nudzić, kiedy za rogiem jezioro, a nad morze zamaszysty rzut kamieniem? Naszym zdaniem nie. A jak dodamy do tego, że Zachodnie, to już na serio macie tyle do odkrycia, że mało kto by pamiętał o istnieniu telefonu. Robi się to tak: włączasz tryb samolotowy i wskakujesz na rower. Dzień pierwszy: 6 km pedałowania i jesteś nad jeziorem Siecino. A tam pływanie, nurkowanie, robienie orłów na piasku i tak w koło macieju. Dzień drugi: wycieczka po wsi, odwiedziny w hodowli saren i danieli, potem chill w ogrodzie: szamanie z drzewa i ognisko. Dzień trzeci: ptaki i kajaki. Te pierwsze dają tu takie koncerty, że ciężko się nie zachwycić. Dzień czwarty: orientujesz się, że nie wiesz, gdzie leży rozładowany telefon, śpisz jak suseł, widzisz na odległość, a kciuk przestał nerwowo podrygiwać. Proste? W Osadzie pod Lipą jak najbardziej.

Zdaniem Slowhopa:  Cisza, spokój, las, czego chcieć więcej. Blisko nad jezioro, a nad morze 1,5 godziny jazdy samochodem.

Dom na 4 łąkach

 

No tu to sobie nie poscrollujecie – nie ma wifi, nie ma tv, a zasięg bywa, że jest, tyle że litewski. Dom na 4 łąkach leży pośrodku 4 hektarów prywatnych pól i rozczochranych łąk Suwalszczyzny. Nikt nie dba o ich równe fryzury, bo najładniejsze są takie, jakie stworzyła je natura. Telefon lepiej zostawcie w domu, żeby później nie było płaczu po zgubie, istnieje bowiem spora szansa, że znajdzie go dopiero traktor sąsiada, który raz w roku urządza tu sianokosy. Sprawę telefonu mamy z baśki, więc co powiecie na prysznic pod chmurką? Oryginalnie Dom na 4 Łąkach posiadał toaletę typu survivalowego: wychodek i prysznic bez sufitu. Dziś jest prawilna łazienka, ale kto by tam chciał się zamykać w kabinie, kiedy można mydlić fałdki w naturze. Tym bardziej, kiedy żar leje się z niebios. Z innych rozrywek polecamy spacer nad jezioro (15 minut), gotowanie, leżenie, spanie oraz wycieczkę na Litwę (bliziutko).

Zdaniem Slowhopa:  Weźcie komaro- i kleszczoodstraszacze. Można przyjechać z przyjaciółmi i rozłożyć namioty na działce.

CIEPŁO, CIEPLEJ, KOMINEK

Osobiście uważamy, że w kwiecie wieku kominek to absolutny must have. Szczególnie wtedy, kiedy stopy odmawiają słusznego krążenia i marzną jak diabli nawet w wełnianych skarpetach. Nie wiemy, jak to możliwe, że kiedyś wyjście z nerkami na wierzchu nie robiło na nas wrażenia. Dziś ponad szyk i grację stawiamy ciepełko. Czyli nie kurtki crop top, tylko puchówki do ziemi, śniegowce po kolana i styl na cebulkę. Jeśli jakimś cudem w tym outficie nadal zmarzniecie (a wiadomo, że zimno powoduje też stres i ogólne przemęczenie organizmu), to wtedy zalecamy kominek, polecany szczególnie w zestawie: lektura i kakałko. A gdzie, to zaraz się dowiecie.

Niebieski Domek

 

Dobra, to jest mocna propozycja grzania: kominek i piec kaflowy. Czujecie to? Grzanie level master w starym, pięknym stylu i to rzut kamieniem od Warszawy. Domek liczy sobie sto wiosen, ma niebieskie usposobienie i przybył w te strony z Podlasia. Zaliczył soliną reanimację i teraz w pięknym stylu przyjmuje gości. Wieku po nim nie widać i po Was też nie będzie, kiedy dowiecie się, że skrywa zabytkowy regał wypchany winem, a w promieniu 30 km mają tu do odwiedzenia dwie winnice! Gospodarze to znawcy wina i sommelierzy, więc znają się na rzeczy. Wyposażyli domek we wszystko, co do prawilnego picia wina potrzebne (kieliszki i inne bajery). Pogadajcie z nimi, a zorganizują dla Was degustację. Grzanie odbywa się więc na dwa sposoby, od zewnątrz i od środka. Sami nie wiemy co przyjemniejsze. Latem koniecznie wynurzcie nos i zróbcie tournée po okolicy, bo ta skrywa w sobie plantacje jabłek i malin oraz plażkę 900 metrów od domku.

Zdaniem Slowhopa: Smerfowy domek plus wino, czy to nie brzmi wspaniale? Plus od Slowhopa za wspaniałą renowację i stylowe wnętrza.  

Latosowo - Dom z zapieckiem

 

Tak nam się wydaje, że trzydziestka to już ten wiek, kiedy człowiek zaczyna robić się sentymentalny. Wspomina pampuchy babci, orzechy prosto z leszczyny, poobiednie leżakowanie i letnią kuchnię z kaflowym piecem, w której powstawały kulinarne cuda. Przypomnijcie sobie, kiedy ostatnio mieliście okazję usadzić zadek na zapiecku, wziąć w dłoń herbatę z prądem i spędzić tak wieczór? Dawno? Nigdy? No właśnie. A nic nie rozgrzewa tak, jak ten magiczny zestaw. W Latosowie wiedzą, jak człowiekowi dogodzić. Karmienie obecne. Ruska bania obecna. Balia pod niebem melduje gotowość do działania. Bartek obłoży Was nawet bitkami, jeśli wyrazicie chęć i potrzebę. Czego jeszcze brakuje w tym obrazku? Oczywiście, że kozy. One też mieszkają w Latosowie. A z doświadczenia wiemy, że głaskanie i obserwowanie kóz działa kojąco na troski dorosłości.

Zdaniem Slowhopa:   I jeszcze szamka do tego! Nie byle jaka, tylko uginająca stoły. Nas gospodarz poczęstował jeszcze piekielnym trunkiem. Zapytajcie, może też się załapiecie.  

JEDZ I PŁACZ

Z rozrzewnieniem wspominamy czasy, kiedy mamusia serwowała obiadki pod nos, a lodówka zapełniała się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nikt nie myślał o inflacji i kryzysie na rynku mieszkaniowym, a szczytem szczęścia było wszamać loda przed obiadem. Ale do brzegu. Nawet gdybyście zapłacili/ły za najlepszą dietę pudełkową, dajemy sobie obciąć rękę, że nie będzie to taka przyjemność jak domowy obiad z lokalnych składników podlewany kompotem. Umówmy się, nie każdy musi być mistrzem kuchni, ba, można unikać jej jak ognia i dalej żyć. Ale co to za życie, kiedy do brzuszka nie wpadają smaczki. Powiemy Wam – żodne. Po trzydziestce zasilanie brzuszka jest wyjątkowo ważne, żeby głowa pracowała jak trzeba, a komórki nie obumierały i nie zasilały bruzd na czole. O perystaltyce jelit nawet nie wspomnimy. Mama mówiła, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, pamiętacie? Dlatego zrobiliśmy o tym kontent o tutaj. Po więcej szamki wpadaj do Uroczyska Gryżyna i Osady Światła.

Uroczysko Gryżyna

 

Wiadomo, że najlepiej smakuje, kiedy ktoś ugotuje. A jak jest szamane na świeżym powietrzu i ładnie wygląda, to już najlepiej na świecie. W Gryżynie wiedzą to wszystko doskonale. Po pierwsze 49,3% województwa lubuskiego zajmują lasy. To oznacza super czyste powietrze i wilczy głód już po pierwszym spacerze. Po drugie gospodarze znają się na estetyce, widać to nie tylko po daniach, ale i wnętrzach Uroczyska. Jest tak ładnie, że można jeść oczami. Po trzecie nie trzeba nawet zbliżać się do kuchni, wystarczy jechać do Gryżyny, zasiąść do stołu i dawać głośny wyraz swojej radości. Są warzywa z grządek, sałatki z ziół i cała masa słodkości przygotowywana przez mistrza ciast i tortów z okolicy. Nam wystarczyło niewiele: racuchy na słodko i kakałko, i już byliśmy kupieni. Co jeszcze warto wiedzieć? W pobliżu znajdują się lubuskie winnice, w których można zrobić zakupy małe (na wieczór) i większe (na potem) i rozkoszować się lampką wina w przepięknym ogrodzie.

Zdaniem Slowhopa:   Pięknie i pysznie. Gryżyński Park Krajobrazowy za drzwiami, więc można spacerować do upadłego.

Osada Światła

 

Tutaj zrobią Wam regenerację żołądka bez ściemy. Ustawcie nawigację na Dolny Śląsk, jeśli czujecie, że nadszedł czas na zmianę. Beata i Werner prowadzą tu prawdziwą agroholistykę ukierunkowaną na zdrowe żywienie i odpoczynek rozumiany całościowo. W kuchni dzieją się prawdziwe czary, każde danie to mieszanka wiedzy gospodarzy o kuchni wegetariańskiej, wegańskiej, makrobiotycznej, witariańskiej i badań nad ajuwerdą. Prawdziwe sanatorium dla brzucha. Tylko nie myślcie, że zapomnieliśmy o deserze. Tutejsi gospodarze są znani w okolicy z produkcji zdrowych, bezcukrowych słodyczy, ciast i deserów opartych na surowej diecie. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji, koniecznie spróbujcie ciasta czekoladowego i kulek mocy. A co więcej? Jeśli dacie wcześniej znać, to Beata zabierze Was na zbieranie ziół i zaprosi do wspólnych porannych ćwiczeń: oddechowych, relaksacyjnych albo tych z elementami Qigong. Opcji wspólnych aktywności jest znacznie więcej (czytajcie w profilu o tutaj). Wielbiciele mocnych wrażeń mogą spróbować sił na raftingu pontonem po Bobrze, zaś tym, co dobrze się bawią na regularnym tętnie, w zupełności wystarczy rower i wycieczki po okolicy.

Zdaniem Slowhopa:  O Osadzie Światła pisaliśmy w tym zestawieniu o miejscach inspirujących do zmiany, tam wpadajcie po więcej. 

RĘCE, KTÓRE LECZĄ

Nie ma nic bardziej kojącego niż ugniatanie fałdek po ciężkim znoju w robocie. Wiadomo, znój jest zawsze, bo boli jak się nie ruszasz, a jak się ruszasz to też boli, tylko inaczej. Kto nie dałby się pokroić za masaż stóp, kręgosłupa albo ludzie złoci, masaż głowy. Coś Wam powiemy, dobre masaże zmieniają życie na zawsze. Działają kojąco na skołatane nerwy, stresy i inne dolegliwości życia dorosłego.

Sen&Wino

 

Masaże i wino, czyż to nie brzmi doskonale? Wiadomo, nikt tu nie zamierza wlewać w siebie hektolitrów boskiego napoju, ale lampeczka dla zdrowotności jeszcze nikomu nie zaszkodziła. No dobra, może dwie. Sesję regeneracyjną polecamy rozpocząć w basenie i jacuzzi. Potem wiadomo, masaż. Do wyboru odmładzający masaż twarzy Kobido, masaż miodem, refleksologia twarzy i głowy albo stóp z olejkami eterycznymi. Po takiej serii będziecie gładcy jak twarz Madonny po sześćdziesiątce. Całość przyprawiona widokiem na słoneczne zbocza beskidzkiej winnicy i zmarszczki prostują się samoistnie. Winnica to rodzinna pasja gospodarzy, więc wszystko odbywa się lokalnie i bez chemii. Koniecznie zaklepcie degustację trunków w akompaniamencie deski serów (pycha!). Domki są trzy i są szczególne jeszcze z jednego powodu. Zbudowano je w technice strawbale, ze słomy i gliny, co oznacza, że mają super mikroklimat, lubią się z alergikami i utrzymują stały poziom wilgotności.

Zdaniem Slowhopa:  Domki są 3, każdy dla maksymalnie 7 osób. Koniecznie spróbujcie śniadań (dodatkowo płatne, ale pyszne).  

Koko Ryku

 

W Koko Ryku ugniatają na poważnie. Znaczy to, że można skorzystać z wielu profesjonalnych masaży relaksacyjnych, odmładzających i terapeutycznych. Jest sporo zabiegów na twarz, ale nas najbardziej kręci ten duet: masaż twarzy i głowy zwany Ayurwedyjskim masażem Marma. Lucyna wie co to znaczy relaks: do masażu używa naturalnych olejków, odpala chillującą muzyczkę i raczy Was nie tylko swoimi kojącymi rękoma, ale także aromaterapią. Gwarantujemy, że w trzy sekundy zapomnicie o robocie. Wszystko odbywa się w pięknych okolicznościach przyrody, na Ziemi Kłodzkiej, nieopodal Gór Stołowych. Waszej uwadze polecamy Wielką Ławkę (Big Bench) stworzoną do podziwiania sudeckiego krajobrazu i piesze spacery po okolicy.

Zdaniem Slowhopa:  Tylko 2 pokoje, każdy dla 4 osób. Super miejsce na rowerowe wycieczki MTB. Czeska granica za rogiem, polecamy więc odwiedziny u sąsiadów. 

COŚ DO POCZYTANIA?